poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział VI

Dominic

~ ~ ~
Dwaj bracia pojawili się w miejscu zupełnie im obcym, bardzo ciemnym i ponurym. Widzą długi korytarz i schody prowadzące na górę. Można zauważyć też wiele pomieszczeń. 
-Gdzie my do cholery jesteśmy?! - Spytał Louise.
-Dobre pytanie. - Odpowiedziałem.
-Co robimy??
-Sugeruje byśmy poszli tam... - Kiwnąłem głową na schody znajdujące się za jego plecami.
Gdy już weszliśmy po nich, znaleźliśmy się na parterze. Nie trudno było domyśleć się, iż jesteśmy w szkole. Uczniowie mijali nas, jeden po drugim.
-Śmiertelni! Zwrócę zaraz śniadanie.
-Udało się! Przestań zachowywać się jak mięczak. Nie zapomnij po co tu jesteśmy.
-Dobra znajdźmy tego człowieczka i wynośmy się stąd.
Staliśmy tak przez chwile przyglądając się wszystkim dookoła. 
-Nie sądzisz, że za bardzo rzucamy się w oczy?? - Stwierdziłem,a zarazem spytałem.
-No pewnie! Tacy mężczyźni po tej planecie nie chodzą. - Mówiąc to, poprawił swoją bluzę, by dowieść prawdy.
-Chodziło mi o nasze stroje, ale taka odpowiedź mi wystarcza. - Uśmiałem się pogodnie.
-No dobra, co teraz??
-Powinniśmy znaleźć dyrektora tej szkoły i przejrzeć jego przeszłość. - Stwierdziłem.
-No dobra. - Louise ruszył przed siebie, więc musiałem go zatrzymać.
-Czekaj! Nie wiemy gdzie iść. - Przypomniałem.
-Więc?! - Mało go to interesowało.
Żeby się jednak tego dowiedzieć, postanowiłem zatrzymać jakiegoś ucznia. Musiałem być miły i czarujący. Na moje szczęście znalazłem idealną do przesłuchanki dziewczynę.
-Hej, sorry że cię zatrzymuję, ale nie wiesz może gdzie znajdę sekretariat?? - Zdjąłem okulary by mogła patrzeć mi prosto w oczy. Uniosłem jedną brew i kącik ust ku górze.
-Nic nie szkodzi, znajdziesz piętro wyżej, na drzwiach widnieje numer 201. Na pewno nie zabłądzisz.
-Dziękuję i życzę miłego dnia! - Zszedłem jej z drogi.
-Nawzajem.
Dziewczyna wyszła na zewnątrz.
-No no, braciszku jakiś ty czaruś! - Śmiał się z tego co powiedział.
-Weź przestań. - Szturchnąłem go w ramię.
Nie tracąc czasu postanowiliśmy iść do tego dyrektora. Będąc pod salą, o której wspomniała dziewczyna, zawahaliśmy się z wejście bezpośrednim do środka. Najpierw zapukajmy, pomyślałem. Chciałem by brat to odczytał, wolałem nie mówić na głos. "Nigdy nie wiadomo kto stoi po drugiej stronie", jak to mawiał nasz wuj. Zapukałem i usłyszałem głos, który pozwala nam wejść.
-Ty nowa technologia! U nas wchodzimy na chama.
Zamknij się, bądź miły, albo nie w ogóle się nie odzywaj.
Wchodząc do środka uderzył nas odór starych papierów. To był specyficzny zapach. W pomieszczeniu dominowały kolory pomarańczy i bieli. Na wprost nas znajdowało się olbrzymie biurko, za którym siedziała jakaś kobieta. Wyglądała na sympatyczną, lecz pozory czasem mogą mylić.
-Dzień dobry! - Oparłem się o blat.
-Dzień dobry. W czym mogę pomóc?? 
-Am... tak. Widzi pani szukamy kogoś. - Próbowałem podejść ją, lecz ta na mnie nie patrzyła.
-Przykro mi, ale nie wolno mi udzielać informacji o uczniach naszej szkoły osobom trzecim. - Powiedziała to z taką perfekcją, jakby całe życie ćwiczyła.
-Posłuchaj... - Louis'owi puściły nerwy, ale nie mogłem pozwolić by zrobił coś tej miłej kobiecie.
-Spokojnie! Miły, uprzejmy, grzeczny. Wymieniać dalej?! - Mówiłem do niego przez zaciśnięte zęby. Kobieta się trochę przeraziła. Wstała z krzesła.
-Proszę wyjść! - Oburzyła się.
-Nie po to tłukliśmy się 3 światy, by teraz tak po prostu wyjść bez tych informacji! - Wyrwał się z mojego ucisku.
-Proszę wyjść, albo...
-Dobra dość... - Chwyciłem jej rękę aby się czegoś dowiedzieć. Strzał w dziesiątkę!
-Brat idziemy. Nie chcemy kłopotów. Przepraszamy... - Wycofywałem się by uniknąć kłopotów.
Nie miałem ochoty gadać z bratem. Zamknąłem drzwi i ruszyłem z powrotem piętro niżej.
-Ej no chyba się nie obraziłeś?!
Milczałem.
-Brat! Przecież chciałem pomóc...
-Gdzieś mam taką pomoc! Miałeś być uprzejmy, a właściwie to w ogóle się nie odzywać. Czy to tak wiele?! - Odwróciłem się do niego przodem. Byłem na niego wściekły.
-Okey, no przepraszam. Nie mogłem się powstrzymać. - Uniósł na chwilę ręce do góry jak by się "poddawał"
-To następnym razem się postaraj!
-Dobrze.
Miałem dość tej konwersacji, dlatego poszedłem dalej.
-No to gadaj co wiesz??
-Chłopak ma na imię Luke i uczy się tutaj od niedawna, raczej typ kujona.
-Tylko tyle??
-A co może cały życiorys od razu??
-Wyluzuj! Tak tylko pytam. Idę się rozejrzeć po szkole.
Wreszcie zrobi coś pożytecznego.
-Jeszcze tu jestem.
Wiem.
Nie wiedziałem co robić. Wszedłem więc na drugie piętro. Założyłem okulary, bo dzięki nim mogłem wszystkich obserwować potajemnie. Idąc korytarzem, mijałem rzędy szafek przy ścianach. Zupełnie jak u nas, pomyślałem. Były one koloru niebieskiego. Po drugiej stronie natomiast były okna, a przy nich ławki.
Nie znoszę śmiertelnych. Jakim cudem wytrzymuję tu z nimi?? Nie jest w sumie aż tak źle, ale jak pomyśle o "Wstąpieniu" to mam ciarki. Teraz w dodatku muszę się zastanawiać gdzie polazł mój brat. Wpadł na coś, na co ja wpaść bym nie mógł. Idąc tak korytarzem i wymijając uczniów, postanowiłem skręcić. Nie mogłem zapomnieć, iż trzeba wypytać innych o tego Luka. Widziałem zakręt jakieś 2 metry ode mnie. Przyspieszyłem zatem. Gdy byłem tuż przy nim, zderzyłem się z kimś. Usłyszałem jak spadają podręczniki i przekleństwo. Zrobiłem krok do tyłu. Ona schyliła się po książki, postanowiłem więc jej pomóc. No w końcu to moja wina. Gdy kucnąłem nie zwróciłem uwagi, że jestem bliżej niej niż mi się wcześniej zdawało. Speszyłem się lekko i podniosłem raptem jedną książkę, byle jak najszybciej wstać. Ona zrobiła to sekundę po mnie.
-Dzięki. - Powiedziała.
-Za co?? -Spytałem zdziwiony.
-No za pomoc.
-Aaa. - Posłałem jej uśmiech.
-A co myślałeś że za uderzenie?? - Mówiła to trzymając książki na piersi.
-Uderzyłem cię?! - Przeraziłem się.
-Nie! Chodzi mi o wpadnięcie na mnie. - Szybko chciała sprostować to co wcześniej powiedziała. Uśmiechała się.
-No tak. Przestraszyłaś mnie.
-Czemu nosisz te okulary w budynku?? - Spytała zdziwiona.
-A no tak... Zapomniałem je zdjąć. - Uniosłem jedną brew. Czekałem na kolejne pytanie.
-Tak w ogóle jestem Sam.
-Samantha??
-Tak, ale wole jak wszyscy do mnie mówią skrótowo. - Stwierdziła.
-Dlaczego?? Przecież to imię jest piękne i idealnie pasuje do ciebie. - Dlaczego to powiedziałem?!
-...Dziękuję. A ty przedstawisz się?? - Spytała, wyraźnie zainteresowana moją osobą.
-Dominic i zgubiłem gdzieś tu mojego brata. - Żeby to była nowość, pomyślałem.
-Ile ma lat?? - Chciała się dowiedzieć czegoś więcej.
-Sto... To znaczy siedemnaście. - Zapomniałem, że rozmawiam ze śmiertelną.
-Ma tyle lat co ty??
-Nie... Jest młodszy. - Wyglądamy na 17 lat. Musiałem szybko coś wymyślić, bo nie powiem na dzień dobry: "Cześć jesteśmy Aniołami i mamy po przeszło sto lat". Wzięła by mnie za wariata.
-To ile masz ty??
-Osiemnaście.
-Czyli nie chodzisz tutaj do szkoły?? Szkoda. - Zasmuciła się.
-Nie chodzę?? - Chciałem ją pocieszyć. Nie wiem czemu, ale zależało mi aby miała o mnie dobre zdanie.
-No tak, jesteś za stary.
-Przecież przed chwilą mnie przyjęli! - Musiałem ściemnić. Chciałem mieć z nią kontakt.
-Serio?! Zawaliłeś kiedyś klasę?? -Spytała zdziwiona i rozbawiona.
-Raz czy dwa. Kto by liczył. - Tu akurat nie kłamałem, w akademii często zdarzyło się mi powtarzać klasy.
-Haha... zabawny jesteś wiesz?? - Spuściła głowę, jakby się zawstydziła.
-Wiem, ale miło usłyszeć to z kobiecych ust. - Dlaczego jestem taki miły! To dziwne uczucie, ale zależy mi na niej w nieznany mi do tej pory sposób.
-Aa, czyli nie często dostajesz komplementy od kobiet??
-Yyy, nie. - Skłamałem. Dziewczyny mnie podrywają, ale ja nigdy nie lubiłem bawić się nimi. Po za tym chciałem, by miała o mnie dobre zdanie.
-Sorry, ale muszę już iść do klasy. Miło było cię poznać.
-Do zobaczenia.
-Hej.
Gdy mnie mijała poczułem zapach jej perfum. Nie umiem go określić, ale kojarzył się mi z jakimiś kwiatami. Nie no co ja robię! Przecież to nienormalne! Jak ja się zachowuję w ogóle?! Dość tego, muszę znaleźć Louisa i mu to wszystko opowiedzieć. Szaleństwo.
Nie mogłem znaleźć brata, więc po prostu poszedł na boisko szkolne i usiadłem na ławce. Czekałem na niego. Tak siedząc rozmyślałem nad moim zachowaniem. To dziwne, ale gdy tylko zniknęła z moich oczu, miałem panowanie nad tym co mówię i myślę, a także panowałem nad sobą. O co w tym chodzi?? A może...
-Eloszka brat! Masz jakieś info od tutejszych nastolatków??
-O Louise, jesteś. Szukałem cie jakieś pół godziny. Zapomniałem, przecież cię to nie interesuje. - Wstałem i stanąłem na wprost niego, także patrzyliśmy na siebie.
-Jak możesz tak mówić?? Czuje się zraniony, a niech to idę z sobą skończyć... - Robił sobie żarty, a tu wydarzyło się coś niesamowitego!
-Przestań się wydurniać... - Nagle poczułem silny ból w okolicach serca. Może i nawet było to serce! Upadłem na ziemię trzymając się w tym miejscu. To było straszne. Czułem jakby wbijano mi rozżarzony sztylet, prosto w serce.
-CO JEST?! - Słyszałem w jego głosie przerażenie i lęk.
-Cholernie boli!
-Co mam zrobić?! - Chciał pomóc mi wstać, na próżno, byłem za słaby.
-Poczekaj, przechodzi. - Mówiłem szczerze. Ból zmieniał się w pulsujące bicie.
-Co?? Żartujesz sobie, a ja naprawdę się przestraszyłem. - Skarcił mnie.
-To nie był żart! Teraz czuję chłód z każdym uderzeniem mojego serca. - Gdy tak klęczałem, spojrzałem się na twarz brat. Była pełna wątpliwości. 
-Możesz wstać?? - Chyba odczytał jak silne to było i mi uwierzył.
Przesuwając lekko rękę w kierunku szyi wyczułem jakiś rzemyk. Na nim czułem kształt kryształu.
-To nie możliwe... - Wyszeptałem.- To się nie dzieje naprawdę...
-Stary, o czym ty gadasz?? - Oboje usłyszeliśmy dźwięk, który dobrze znamy. Był to dzwonek na przerwę. To wytrąciło go z grzebania w moim umyśle. Musiałem szybko pozbyć się tego z mojej głowy, bo doskonale wiedziałem, iż Louise może to wyczytać.
-Dobra wstawaj, bo co ludzie pomyślą?? - Podał mi rękę by pomóc.
Już stałem o własnych siłach.
-Powiesz mi co jest grane?! - Skrzyżował ręce na swojej piersi i czekał na odpowiedź.
-Niech to szlag! - Uderzyłem w stojący obok nas stolik, a po chwili podparłem się rękoma o niego.
Poczułem dziwny powiew i Ten zapach. Skierowałem głowę w prawą stronę, gdzie była szkoła. Dostrzegłem ją!
-Samantha... - Powiedziałem.
-Kto??
-Ona może nam więcej powiedzieć o tym gościu. - Odwróciłem się do brata plecami i upewniłem się czy aby na pewno nie widać wisiorka.
-Brat, pamiętasz jeszcze, że możesz mi ufać??
-Nie dajesz mi o tym zapomnieć. - Odwróciłem się w jego stronę, ale po chwili ruszyłem w kierunku Sam.
Siedziała na jakimś murku. Na szczęście sama.
-Znów się widzimy. Przypadek, czy zacząłeś naukę już dziś?? - Spytała.
-Nie wierze w przypadki. - Znów się zaczęło. Wygadywałem to co było ostatnią rzeczą do powiedzenia.
-No proszę, czego ja się dowiaduje. Brat może byś mnie przedstawił Pani Ślicznej! - Powiedział Louise. Poczułem straszną złość.
-Wara! - Powiedziałem z wyższością.
-Co?? - Spytał zdziwiony. Na jego twarzy przemknął uśmieszek dobrze mi znany. Coś planował.
-Sam, wspominałem ci iż szukam brata??
-Tak.
-Oto i on, Louis. A to jest Sam. - Niechętnie to zrobiłem.
-Miło mi cię poznać. - Chciał się do niej zbliżyć jednak ja zatrzymałem go ręką.
Puściłem go, ale dobrze wiedział, że nie ma się zbliżać do niej na krok. Odwróciłem się w jej kierunku.
-Szukam takiego chłopaka o imieniu, Luke. Znasz go może??
-Tak - Powiedziała ze smutkiem. Nagle zacząłem żałować, że o to spytałem.
Brat chrząknął. Wiedziałem, że siedzi w mojej głowie.
-Powiesz gdzie go znaleźć?? - Spytał Louise. Skarciłem go spojrzeniem.

-W zakładzie pogrzebowym...
-Co?? - Zdziwił się brat.
-Co mu się stało?? - Spytałem.

-Umarł dziś w nocy. Skoczył z dachu własnego domu. - Spuściła głowę.
-To był twój chłopak?? - Zapytał Louise z złośliwym uśmieszkiem.
-Nie, raczej znajomy. Udzielałam mu darmowych lekcji.
-A masz kogoś?? - Drążył temat.
-Na co ci takie informacje?? Biografie będziesz pisać?? - Puściły mi nerwy.
-Spokojnie interesuje się tylko. - Szatański uśmieszek, jak ja go dobrze znam!
-Sympatią to wy do siebie nie pałacie! - Stwierdziła.
-Norma. - Odpowiedziałem.
-Ja już muszę iść, ale do zobaczenia. - Wstała i ruszyła w kierunku szkoły.
-Raczej to się już nie... - Zaczął Louise, ale mu przerwałem.
-Jasne będę już jutro! - Powiedziałem. Brat spojrzał się na mnie pytająco.
-Szybko. No nic, trzymajcie się i nie pozabijajcie.
Gdy zbliżyła się do wejścia zadzwonił dzwonek. Przeszywał mnie spojrzeniem.
-No co?? - Spytałem zirytowany.
-Co to miało być?! Flirtowałeś z nią?? Brat szacun! - Sam nie wiem, czy był zadowolony, czy raczej robił sobie żarty.
-Przestań.
-No co źle mówię?? Przecież powiedziałeś jej że do tej budy będziesz chodził od jutra! - Czułem, że próbuje grzebać mi w myślach, jednak miałem się na baczności.
-No i?? - Miałem dość przesłuchania, więc odwróciłem się do niego plecami i powoli szedłem w kierunku ulicy.
-Podoba ci się śmiertelna?! Żartujesz?? - Był w szoku i chyba zaczął coś podejrzewać.
-Chodźmy do jakiegoś baru i obgadamy to czego się dowiedzieliśmy. - Musiałem szybko zmienić temat.
-Czyli co?? - Ruszył za mną.
-Luke?? Pamiętasz nasz cel zejścia tutaj. - Postanowiłem zmienić temat na tego zmarłego chłopaka, a zarazem przypomnieć mu po co tu właściwie jesteśmy.
-Ja myślałem że celem była ona. - Spytał podejrzliwie.
-Mam cię już dość. Chodźmy proszę cię. - Unikałem tematu jak tylko mogłem.
-Dobra, ale nie myśl że ci odpuszczę. - Teraz szedł już koło mnie.
-A nie, czekaj! - Nagle przypomniałem sobie, że muszę załatwić sprawę z uczeniem się.
-Co znów?? - Spytał rozkładając ręce. Był wyraźnie znudzony.
-Musze coś załatwić zaraz wracam. - Pobiegłem w kierunku szkoły. Postanowiłem iść do sekretariatu, ale tym razem prosto do dyrektora.
-Co ty ukrywasz braciszku. - Usłyszałem go nawet pod drzwiami do budynku, choć ten był ode mnie prawie 200 m. Jednak nie przejąłem się tym.

~ Lightning ~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz