sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział III

Samantha

~ ~ ~ 

Jazda samochodem od domu Sam do ich "zakątka", nie trwała długo. To raptem 3 km. Pogoda nadal sprzyjała, nie zapowiadało się na jej pogorszenie...
Całą drogę rozmawialiśmy. Gdy już dojeżdżaliśmy prawie na miejsce. z daleka rzuciła się mi w oczy kurtka Marthy. Była koloru pomarańczowego, ale strasznie rażąca. Nasz zakątek nic się nie zmienił, fontanna stała na środku czyli tam gdzie było jej miejsce. Wokół był mały lasek i mnóstwo ławek, na których było można usiąść. Pamiętam jak w pierwszej klasie liceum znaleźliśmy to miejsce. Wyglądało na opuszczone, raczej nikt tu nie przebywał przez parę ładnych lat. Dla nas to było idealne miejsce do spotkań, wystarczyło tu tylko posprzątać i gotowe, a to nam zajęło niecały tydzień. Chętnie wracam do tego wspomnienia, bo efekty naszej pracy są widoczne do dziś.
-Hej Sam! -Krzyknęła Martha. Sprowadziła mnie tym do teraźniejszości.
-No hej wszystkim. Długo już tu jesteście??
-Nie raptem 20 minut, ale przez ten czas pomyśleliśmy co będziemy robić. Chodźcie.
No tak przypomniałam sobie, że nadal siedzę w samochodzie. Otworzyłam więc drzwi i wysiadłam.
-Jak myślisz co kombinują?? - Spytał mnie Rafael
-Nie mam pojęcia, ale wiesz jacy ani są. Pewnie coś spontanicznego, a ja nie mam zamiaru zostawać do późna.
-No tak, wspominałaś o rozmowie z mamą - W jego głosie zabrzmiało to jak śmianie się.
-Dobra chodźmy.
Ruszyliśmy więc w stronę naszej paczki. Mijaliśmy fontannę, na którą spojrzałam i szczerze mówiąc wolała bym na niej usiąść niż iść na ławkę. Słoneczko świeciło prosto na nią, więc można by było się wygrzać siedząc na niej. Ławki były w cieniu, a miałam go już dość. Za bardzo przypominał mi o wspomnieniach smutku w moim życiu. Zatrzymałam się na chwilę przy niej.
-Coś nie tak?? - Spytał zaniepokojony Rafael
-Nie po prostu się zamyśliłam, wszystko gra.
-Na pewno??
-Tak, możesz być spokojny
Posłałam mu serdeczny uśmiech, ale gdy tylko się odwrócił on zniknął. Poszłam za nim. Gdy staliśmy już obok reszty, nie miałam ochoty siadać, wolałam postać obok. Mój dzisiejszy humor prysnął. Wszyscy się śmiali, dobrze bawili, tylko ja jakoś już nie potrafiłam. Lecz naglę poruszyli temat, który mnie zainteresował.
-Ej słuchajcie w ogóle jaka afera! - Odezwała się Martha - Sam napisałam rano Esa, ale wy chyba jeszcze nie wiecie. W nocy popełnij samobójstwo ten dziwak wiecie, ten Luke cały. Ponoć skoczył z dachu własnego domu, a jego matka usłyszała jak upadł z wysokości drugiego piętra. Jezu to musiał być paskudny widok!
-No dobra, ale dlaczego skakał?? - Wtrącił się Rafael
-Uczył się latać! Haha... Głupek do potęgi.
To było wstrętne co oni mówili na jego temat. Przecież on już nie żył, należało się mu trochę szacunku. Na końcu nawet Rafael zaczął się śmiać. Nie mogłam tego znieść, więc wstałam i ruszyłam drogą, którą przyjechaliśmy. Bez słowa pożegnania po prostu szłam przed siebie.
-Hej, hej a dokąd to się wybieramy?? - Dobiegł do mnie  Rafael i zatrzymał mnie -  Nie powiesz chyba że go lubiłaś?? 
-Nie mogę słuchać tego jak śmiejecie się ze zmarłej osoby! Na Boga on zasługuję na szacunek nawet jeśli macie go za świra!
Nagle poczułam na sobie wzrok wszystkich.
-To ty go lubiłaś?? - Odezwała się Martha
-A nawet jeśli to co?! Mam dość wracam do domu, miłej zabawy...
Nikt już mnie nie zatrzymywał. Rafael zszedł mi z drogi. Czyli to tak już miało wyglądać?? "Zadajesz się z niższością to jesteś nikim"?? Ałć... Tyle lat, a oni po prostu się ode mnie odwrócili. Byłam wściekła. Wyszłam z domu parę minut po 11, a już o 12 wracałam. To nie w moim stylu. Nie miałam ochoty tłumaczyć się mamie "dlaczego to ja tak szybko do domu wróciłam", postanowiłam więc iż odwiedzę matkę Luka. Bałam się tego spotkania, nie wiedziałam czy w ogóle będzie chciała ze mną rozmawiać. Ale musiałam ją wesprzeć w tych ciężkich chwilach. Ja czułam się koszmarnie po stracie ojca, to jak musiała się czuć kobieta która straciła dziecko...

~ ~ ~ 


Stałam przed drzwiami domu zmarłego Luka. Już wyciągałam rękę by zapukać. W ostatnim momencie zwątpiłam czy aby na pewno powinnam tu przychodzić. Cofnęłam rękę, ale było już za późno, kobieta otworzyła drzwi. Ogarnęła mnie lekka panika. Nagle nie wiedziałam co mam powiedzieć. Ona zrobiła to pierwsza.
-Samantha?? Dziecko co cię tu sprowadza??
Walczyłam z sobą by móc w końcu się odezwać. Patrzyła na mnie tak jakby widziała przed sobą idiotkę, która nie wie czego chce. W końcu wykrztusiłam z siebie zdanie.
-Słyszałam co się stało. Bardzo mi przykro. Mogę coś dla pani zrobić??
-Jesteś dobrą dziewczyną, wszyscy uważają że to był wariat, a ty tu przychodzisz i pytasz czy możesz coś dla mnie zrobić. Kochanie lepiej nie przychodź tu bo nie długo oni zaczną mówić, że ty zaczynasz wariować. - Patrzyła się na mnie, w jej oczach pojawiały się łzy, a ja czułam się nieswojo. Pytanie co dalej?? Przyszłam by dowiedzieć się czegoś więcej niż głupot, ale jak miałam ją o to spytać skoro była w takim stanie emocjonalnym??
-Dobrze skoro już przyszłaś to wejdź
Nie zastanawiałam się długo, tylko weszłam do środka. Przeszłam od razu do salonu. Był śliczny, taki jakim go zapamiętałam. Nie wiem czego się spodziewałam. Szarości, a może pokój zasypany kwiatami?? Zawsze był tu specyficzny zapach świeżych owoców. Usiadłam więc na kanapie w kwiaty, która stała tuż obok schodów na górę. Ściany były koloru beżowego, coraz częściej go widywałam.
 Co było przytłaczające.
-Napijesz się herbaty?? - spytała kobieta
-Tak chętnie. - Odpowiedziałam
Zaparzenie herbaty zajęło jej raptem dwie minuty. Postanowiłam więc nie czekać dłużej tylko przejść do rzeczy.
-Przepraszam, ale wie pani dlaczego to zrobił??
Kobieta nie odpowiadała przez dłuższą chwile. 
-Nie rozumiem dlaczego. Przecież niczego mu nie brakowało. Miał mnie, ciebie a mimo to się zabił. Co go opętało z tym lataniem!
-Lataniem?? Chciał latać??
-Tak... Twierdził, że on też może być Aniołem. Nie wiem o co mu do końca chodziło. Pewnie przeczytał o tym jakąś książkę i... -Nie dokończyła, ale ja wiedziałam co ma na końcu języka. 
-A wspominał pani o tym "lataniu"??
-Oj nieraz. Zaczęło się to od zeszłego piątku. Chodził zamyślony, a gdy już go spytałam o co chodzi uśmiechał się i mówił, że "nigdy nie marzył o czymś równie pięknym". A może ty wiesz o co mu chodziło?? - Kobieta nabrała dystansu, jakbym była czemuś winna.
-Ja?? - Byłam zdziwiona, owszem rozmawialiśmy, ale nigdy nie wspominał o lataniu czy "Aniołach". Działo się to od 5 dni, to wiele wyjaśnia. Dlatego odwołał korki z chemii i nie chciał się spotkać!
-No tak. To po spotkaniu z tobą na następny dzień się dziwnie zachowywał - Fakt jakby się zastanowić to ja z nim ostatnia rozmawiałam. Ale przecież nie było w ogóle takiego tematu!
-Nie rozmawialiśmy na temat latania.
-Więc nie wiem co mu się stało. Wybacz, ale muszę się zbierać mam coś do załatwienia.
-Rozumiem - Wiedziałam, że to miało mi delikatnie dać do zrozumienia, iż powinnam już sobie iść. Pożegnałam się i wyszłam. To było dla mnie chore. Jedyna osoba, która wiedziała o co chodzi nie żyje. Utknęłam na tym etapie. W dodatku nie mam z kim pogadać. Pozostało mi tylko wrócenie do domu. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam.


~ Lightning ~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz