Samantha
~ ~ ~
Jesteśmy w mieście Stamford, w którym mieszka Samantha Rawley. To młoda 17 latka, mieszkająca wraz z matką. Ojciec zmarł, gdy miała 12 lat. Jej brat wyprowadził się z domu do swojej narzeczonej Stephani i córki Laury. Sam śpi w swoim pokoju...
Otwierając oczy ujrzałam promienie słońca wpadające przez moje okno. Oświetlały moją lewą rękę oraz ją ogrzewały. Przyjemne uczucie. Rozejrzałam się po pokoju jak miałam w zwyczaju spojrzałam na ścianę, na której znajdowała się masa zdjęć moich, mojej rodziny, chłopaka i paczki bez której obecnie nie mogę żyć...
Nigdy nie przeszło by mi przez myśl, że mogę to kiedyś stracić...
Idealnego chłopaka, idealnych przyjaciół, a nawet rodzinę. Nie miałam czasu zajmować się czarnymi myślami, jednak dziś rano ta myśl stanęła mi przed oczami. To było straszne uczucie, natychmiast się otrząsnęłam i w pośpiechu wstałam z łóżka. Pobiegłam prosto do łazienki. Jak co rano umyłam zęby, uczesałam się i ubrałam, wracając do pokoju zerknęłam przez okno. Nic się nie zmieniło mój brat bawił się z córką, a obok nich była jego narzeczona... Chwila, przecież to właśnie się zmieniło. Mój brat wrócił!
Zbiegłam szybko po schodach. Gdy znalazłam się na dole zatrzymała mnie mama. Jak zwykle miała na sobie śliczną koronkową bluzkę i idealnie pasującą do tego spódnicę. W holu był zapach świeżych kwiatów, które zrywała o poranku z łąki, niedaleko naszego domu.
-Kochanie dokąd ci tak śpieszno??
-Mamo! Przez okno chyba widziałam Stefana, jego córkę i Stephani... Czy oni naprawdę tu są czy mam omamy!?
Mama uśmiechnęła się pogodnie. Zwątpiłam...
-Tak skarbie, przyjechali o piątej rano. Nie mieliśmy sumienia cię budzić, zważywszy na to o której moja panno wróciłaś...
-Mamo wiesz co? To ja się pójdę przywitać! Narka...
Wolałam wyjść nim by się mi oberwało, za to że wróciłam po północy. Już miałam złapać za klamkę drzwi frontowych, gdy naglę poczułam ból i nie wiedząc kiedy znalazłam się na podłodze. Jak się szybko okazało to mój własny brat. Szybko do mnie podszedł, ale słyszałam cichy śmiech. Za nim weszła Stephani wraz z córką Laurą. Kto by pomyślał, że bez ślubu a już dziecko. Skoro mojej mamie to nie przeszkadzało to był to chyba dobry znak. Mała Laura jest słodka, ma dopiero 4 latka, ale potrafi już naprawdę wiele. Co do Stephani to niezbyt za nią przepadałam, zresztą odnosiłam wrażenie że i ona za mną nie przepada. Według mnie to rozpuszczona blondyna myśląca tylko o kasie. Ale niby czemu miała bym mówić o tym bratu?? Znając go szybko znalazł by coś na Rafael'a. Moim zdaniem on nie ma żadnych minusów, mama go lubi, a to chyba najważniejsze. Przynajmniej tak mi się wydaje. Poczułam jak ktoś dotyka mojej ręki. więc szybko oderwałam się od rozmyśleń. To był Stefan...
-Siostra wszystko OKEY?? Wiesz że nie chciałem, nawet tego nie planowałem...
Wyczuwałam, że powstrzymuje się od śmiechu. Co jest zabawnego w tym, że uderzył mnie drzwiami!?
-Wszystko gra...
-Boli cię coś??
-Wszystko gra...
-No chyba jednak nie skoro powtarzasz ciągle to samo!
-No wybuchnij w końcu śmiechem, bo to irytujące wyczuwając, że i tak się w podświadomości śmiejesz, serio!
No i roześmiał się. Po chwili sama zaczęłam. Zamiast się z nim witać to byłam na niego zła, to niedorzeczne. Podniósł mnie z podłogi na którą upadłam. Nic już mnie nie bolało więc przeszłam do witania się.
-A tak w ogóle to ciesze się że cię widzę... Nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłam staruszku.
-Hey! Nie jestem staruszkiem!
-Jesteś, jesteś... Ty masz dziecko i 25 lat, ja natomiast 17 i brak potomstwa.
-Oj jak ja tęskniłem za tym twoim humorkiem, chodź do mnie...
Przytulił mnie do siebie. Było tak jak sobie wyobrażałam jego powrót. Miałam nadzieję że będziemy mieli czas tylko dla siebie i będzie jak za dawnych lat, czyli granie w butelkę, wspólne wyjścia... Choć z drugiej strony miał teraz dziecko więc małe szanse na nasze wspólne wyjście, ale pomarzyć zawsze można.
~ ~ ~
Po tym wszystkim poszłam do siebie. Znalazłszy się w środku pokoju usłyszałam dzwoniący telefon, który leżał na stoliku nocnym tuż obok lampki i lektury którą powinnam była przeczytać już dawno temu. Ona nie jest interesująca, same istotny nadnaturalne, a one nie istnieją. Wole żyć w świecie realnym, niż w bajce. Nie jara mnie fikcja. Telefon przestał dzwonić, co oderwało mnie od myślenia o tym. Zobaczyłam, iż jest aż sześć nieodebranych połączeń i 2 nieprzeczytane wiadomości...
Któż inny mógłby dzwonić jak nie Rafael i moja kumpela Martha. Wiadomości również były od nich.
Pierwsza była od niego...
"Hey skarbie, co porabiasz?? Może wyskoczylibyśmy gdzieś sami lub z naszą paczką?? Rafael"
Druga natomiast od niej...
"Nie zgadniesz co się stało! Luke, wiesz ten walnięty, umarł dziś w nocy. Ponoć skoczył z dachu własnego domu, myśląc że umie latać! Haha... Chore, co nie??"
Nie mogę w to uwierzyć. Przecież to bez sensu, znałam go, to dobry chłopak. Samotny, zagubiony i zamknięty w własnych świecie, ale to nie jego wina, nikt go nie rozumiał, ale jestem pewna że nie popełniłby samobójstwa! Nie on... W dodatku napisała, że "próbował latać". To chyba żart! Co sobotę rano chodziłam do niego i pomagałam mu w nauce, przy okazji z nim gadałam, nie rozmawialiśmy nigdy o lataniu czy czymś takim... To smutne, co musi przeżywać jego matka. Lubie pomagać takim innym ludziom, do których nikt nie podchodzi na przerwach i w ogóle.
Postanowiłam zadzwonić do Marthy, by upewnić się że nie kłamie, ale gdy miałam wybrać jej numer nagle telefon zadzwonił, to był mój chłopak. Szybko odebrałam.
-Hej, co słychać??
-No hej właśnie miałam dzwonić do Marthy.
-Więc przeszkadzam??
-Nie no coś ty od razu po niej, zadzwoniłabym do ciebie. Stęskniłam się... I odpowiadając na twoją wiadomość: "Tak, z chęcią bym wyszła, ale z całą paczką."
-Też się stęskniłem i dlatego zaoferowałem spotkanie. A więc o której i gdzie??
-Może tak za godzinkę w naszym zakątku??
-Okey, ale mógłbym po ciebie wpaść jeśli tylko chcesz...
-Pewnie! A i jeszcze jedno mój brat wrócił i wiesz jak na ciebie reaguje... Mógłbyś nie pukać, proszę??
-Heh... Już wszystko jasne dlaczego nie odbierałaś. Pewnie zadzwonię jak będę pod twoim domem.
-Okey. Kocham...
-Ja też.
Rozłączyłam się i wsadziłam telefon do tylnej kieszeni. Zawsze bolało mnie to, że nigdy sam nie użył tego określenia "kocham". Przyzwyczaiłam się lecz miałam nadzieję, iż kiedyś jeszcze to od niego usłyszę. Zaczęłam się szykować, stanęłam przed lustrem przejrzałam się. Stwierdziłam że to co mam na sobie jest odpowiednie na wyjście z domu. Krótkie spodenki, bluzka z ramieniem odkrytym, a pod nią oczywiście czarna bluzka na ramiączkach. Pomyślałam że jedyne co mi tu nie pasuje to fryzura. Złapałam więc grzebień i uczesałam się od nowa. Grzywka standardowo na bok prawy i trzeba było jeszcze przedziałek poprawić. Ubrałam buty, narzuciłam bluzę, miało być ciepło, ale zapowiadano nagłe pogorszenie się pogody. Jako dodatek okulary przeciwsłoneczne. Dla pewności jeszcze raz stanęłam przed lustrem. Podobałam się sobie, włosy prawie że do pasa, ulubiony top i buty... Nie miałam już czego zmieniać czy poprawiać. Więc nie zwlekając ruszyłam na dół. Przeszłam kuchnię i poszłam prosto do salonu. Wzięłam pierwszą lepszą gazetkę i usiadłam na beżowej sofie. To pamiątka po tacie. Pamiętam jak wszyscy razem pojechaliśmy kupić nową sofę. Mamie podobała się bordowa, tata natomiast nie mógł znieść jej wyboru więc szybko znalazł idealną dla siebie. Zresztą mi i mojemu bratu szybko jego wybór przypadł do gustu. Beżowa idealnie pasowała do naszego salonu. Nawet mamie się ona spodobała. W tedy tata mnie przytulił i powiedział, że co weekend będziemy na niej siadać i oglądać TV. Wtuliłam się. Tęsknie za nim, ale nikt mi go nie zwróci...
-Siostra, mama się kazała spytać jaki obiad ma zrobić??
Byłam tak zamyślona, że nawet nie słyszałam co do mnie mówi
-Halo?!
-Am... co?
-To ja się pytam co chcesz na obiad?? Czy mi się zdaję czy ktoś tu odpłynął daleko i nie wie na jakiej planecie żyje...
-Ha...Ha... Bardzo śmieszne. Zamyśliłam się po protu, niemożna??
-Nie wiem. Nie było mnie przeszło trzy lata, ty mi powiedz.
Jego uśmieszki były słodkie, ale zarazem irytujące. Lubił ze mną pogrywać, w tej kwestii się nic nie zmieniło, chociaż to. Naglę weszła mama zniecierpliwiona.
-Dowiem się co mam zrobić na ten obiad?!
-Mamo, tak właściwie to ja nie zostaje na obiedzie... Wychodzę ze znajomymi na miasto i...
-O nie ma mowy! Przypomnieć ci że masz karę??
-Mam karę?! Nic mi nie wiadomo na ten temat. Od kiedy i jaką niby??
-Od dziś rana kiedy to chcąc uniknąć rozmowy brat uderzył cię drzwiami. Pamiętasz? A kara jest taka, iż masz szlaban na co najmniej dwa tygodnie.
-ŻE CO?!
Podniosłam się z kanapy tak szybko, że gazetka która leżała na moich kolanach upadła na podłogę. Mój brat był podparty na fotelu łokciami i przyglądał się temu wszystkiemu. Byłam oburzona to przecież jeden jedyny raz i kara? O nie!
-Mamo przecież wiesz że nie zrobiłam tego celowo! Po za tym nie nabroiłam, nie wróciłam pijana, a w dodatku napisałam ci SMS'a z informacją późniejszego powrotu do domu. Więc na jakiej podstawie ten szlaban?!
Brat patrzył się na mnie wzrokiem, który do tej pory był mi obcy. Na twarzy mamy pojawił się uśmiech.
-No dobrze. Faktycznie napisałaś, nie byłaś pijana i chyba nie nabroiłaś. Ale na przyszłość zadzwoń skarbie wolałabym usłyszeć twój głos niż martwić się czy to aby na pewno ty napisałaś tą wiadomość. Dobrze?
-Będę pamiętać: dzwonić, nie pisać. Da się zrobić.
Przytuliłam mamę z tej radości. Nie pokazywałam jej zbytnio, by mama czasami nie zmieniła zdania. Spojrzałam na brata, on był zapatrzony w punkt gdzie stałam dwie minuty temu. To było dziwne. Jak by się zamroził czy coś. Chciałam coś do niego powiedzieć, gdy nagle usłyszałam dźwięk komórki. Wiedziałam, że to Rafael dzwoni więc nie odebrałam tylko od razu ruszyłam w kierunku drzwi. Krzyknęłam mamie "do zobaczenia" i wyszłam. Samochód stał już na podjeździe. wsiadłam do niego i przywitałam Rafaela pocałunkiem. Ruszyliśmy na miejsce spotkania.
~ Lightning ~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz