środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział V

Samantha

~
Wracając do domu, rozmyślała o wszystkim co się dziś wydarzyło. Po drodze wpadła jeszcze do swojej ulubionej kawiarni. Spędziła w niej dwie godziny. Gdy już doszła do domu było szesnaście po trzeciej popołudniu. Niedzielny poranek nie należał do najmilszych w jej życiu.
Otwierając drzwi uderzył mnie zapach tych samych kwiatów co rano. Zawsze to poprawiało mi humor, jednak tym razem byłam bardziej zawiedziona niż smutna. Zdjęłam buty w holu i poszłam prosto do salonu. Ustałam w progu i zauważyłam, małą Laurę śpiącą na kanapie, a obok niej siedzącego Stefana. Spojrzał się na mnie wzrokiem karcącym.
-Czemu tak na mnie patrzysz?? - Spytałam.
-Gdzie byłaś?! - Wyszeptał lekko zdenerwowany.
- Ze znajomymi, a potem w kawiarni. Mama się martwiła??
-Nie ona tylko ja! Zawsze wracałaś na obiad. - Stwierdził
-To było dawno temu. Wszystko się zmieniło
Usiadłam na przeciwko niego, nieskora do rozmowy. Dzielił nas niski stolik.
-Coś się stało?? - Zmienił swój ton.
Zakryłam sobie twarz rękoma, a łokcie oparłam o kolana.
-Hey siostra, mów co jest... - Spytał zaniepokojony.
- Bo widzisz... rano wszystko grało. Przyjechałeś do nas w odwiedziny, miałam się świetnie bawić na spotkaniu. Wszystko ładnie, pięknie do czasu... - Oczy miałam nadal zakryte, jednak odsłoniłam usta.
-O czym ty mówisz?! Nadal tu jestem i na razie się nigdzie nie wybieram. - Stwierdził pogodnie
-Nie do końca chodzi tu o ciebie. - Zdjęłam ręce z twarzy i patrzyłam w punkt na podłodze.
-A o kogo??
-Pokłóciłam się z paczką i dowiedziałam się o śmierci kolegi. To koszmarny dzień. - Opadłam swobodnie na oparcie kanapy. Spojrzałam mu w oczy.
-No to nie za ciekawie. Znałem go??
-Raczej nie. - Odparłam oburzona.
-Spokojnie, pogodzisz się z nimi szybciej niż może ci się zdawać. Zaufaj starszemu bratu. - Na jego twarzy lśnił uśmiech, a na mojej zbolała mina.
-Ej, czy ty się malujesz?!
Zszokował mnie. Tak szybko zmienił temat, że nawet nie zauważyłam, iż robi to celowo.
-Taak. Od jakiegoś roku. A co??
-Nie nic... To dobrze. - Odpowiedział pogodnie.
-Czemu mam wrażenie, że mnie wkręcasz?? - Humor jakby się mi trochę polepszył.
-Ja?? Ciebie?? No coś ty. Mówię poważnie. Pasuje ci ten tusz do rzęs.
-Dobra wierze ci, tak trochę.
-Trochę?? Być szczerym nie dobrze, kłamać jeszcze gorzej co wam musimy mówić?! - Uśmiał się mówiąc to i ja zrobiłam tak samo.
Do salonu weszła mama.
-Kochanie, coś szybko wróciłaś.
-Wiem, taki był plan mamuś byś się nie musiała martwić. - Zerwałam się i ruszyłam w stronę mamy. Przytuliłam się do niej.
-To miło z twoje strony, ale ja ci nie zabraniam się spotykać czy wychodzić na dłużej. Przecież masz odwołany szlaban. - Powiedziała.
-Wiem, ale wolałam spędzić trochę czasu z bratem. - Ciekawiła mnie reakcja brata.
-Aa rozumiem. Tylko nie wysadźcie domu w powietrze, proszę.
-Mamo ty jeszcze to pamiętasz?! - Spytał zaskoczony i rozbawiony Stefan.
-Nie mogę zapomnieć, nie dajecie mi takiej możliwości.
-Haha...
Uśmialiśmy się wszyscy co obudziło śpiącą Laurę. Zrobiło się mi głupio.
-Przepraszam że cię obudziliśmy... - Powiedział brat.
-Nie szkodzi. I tak miałam małą Lili nakarmić.
Wstała i poszła na górę po schodach.
-Lili?? - Spytałam
-Tak, to jej zwierzątko. - Odpowiedział.
-To szczur! Nie rozumiem co w nim fascynującego. - Oburzyła się mama.
-Mamo to nie szczur, a chomik. - Poprawił ją Stefan
-Na jedno wychodzi. - Stwierdziła
-No właśnie nie!
-Dobrze już. Idę pozmywać. - Jak mówiła, tak zrobiła.
Przez chwilę zapadła nie zręczna cisza. Stałam na środku pomieszczenia, a on nadal siedział. Po chwili uśmiechnął się i obnażył zęby. Spojrzał się na mnie.
-No co??
-Em... To co byś chciała ze mną porobić sis??
-Nie wiem. - Włożyłam ręce do tylnych kieszeni spodenek.
-Chcesz spędzać ze mną czas, ale nie wiesz jak?! Haha...
-Oj bo dziś mam zawalony dzień. Spytaj mnie jutro! - Szybko znalazłam jakąś wymówkę.
-Ale... - Nie słuchając go dłużej, wyszłam z salonu i powędrowałam do swojego pokoju na piętrze. Wchodząc do pokoju spojrzałam na zegarek była już 15:46. Boże jak ten czas leci! Pomyślałam. Rzuciłam bluzę na krzesło od biurka, a okulary odłożyłam na półkę znajdującą się tuż obok niego. Postanowiłam wziąć laptopa i usiąść tym razem na łóżku. Musiałam posłuchać muzy bo wiedziałam, że gdy nie będę miała co robić wspomnienia wrócą. Chciałam tego uniknąć. Włożyłam słuchawki do uszu i zrobiłam na tyle głośno, by nie móc się skupić na niczym innym. W między czasie serfowałam po necie. Nic nowego.
Siedziałam tak, a w zasadzie to już leżałam, od dwóch godzin! Wyłączyłam laptopa i odłożyłam go wraz ze słuchawkami na biurko. Wyciągnęłam z szuflady inne, tym razem takie by podłączyć do telefonu. Wróciłam z powrotem do łóżka, ale teraz położyłam się na lewym boku i puściłam muzę. Smutek wrócił. Gdy odblokowałam komórkę nie było żadnej wiadomości, ani nieodebranego połączenia. Popatrzyłam chwilę na nią i położyłam obok siebie. Zamknęłam oczy oraz pozwoliłam sobie nie myśleć o tym wszystkim.

~

Otworzyłam oczy i zobaczyłam promienie słońca wpadające do mojego pokoju. Ogarnął mnie chwilowy szok. Szybko poderwałam się z łóżka. Zapomniałam, że telefon był tuż obok mnie, więc upadł na podłogę. Przetarłam oczy i go podniosłam. Odblokowałam go i sprawdziłam która jest godzina. Dopiero szósta cztery. Że co?! Zasnęłam?! Szybko zerwałam się na równe nogi i poszłam do łazienki. Opłukałam sobie twarz zimną wodą, umyłam zęby i pomalowałam rzęsy. Wzięłam jeszcze ubrania by się przebrać.
Teraz mam na sobie luźną bluzkę, pomarańczową w szare paski i spodnie granatowe rurki. Wracając do pokoju stanęłam przed lustrem, wzięłam grzebień i uczesałam się. Dziś postanowiłam zrobić sobie włosy w koński ogon. Grzywka dobrze prezentowała się z tą fryzurą. Nie zwlekając zbiegłam na dół, na śniadanie. Do kuchni szło się przez salon. Zastałam w niej mamę. Wycierała akurat naczynia.
-Cześć mamo!
-Witaj skarbie. Nie zeszłaś wczoraj na kolację.
-Zasnęłam przepraszam... - Mówiąc to wyciągałam swój ulubiony kubek, by napić się kawy na rozbudzenie.
-Tak, tak... Masz jakieś problemy?? - Spytała zaniepokojona, nie patrząc na mnie.
-Nie, a niby jakie??
-Nie wiem po prostu ostatnio się dziwnie zachowujesz. Wczoraj nic nie jadłaś. Martwię się o ciebie.
-Zupełnie nie potrzebnie. - Podparłam się o blat i skierowałam się w kierunku mamy.
-Skoro tak twierdzisz.
-Pogadamy jak wrócę okey??
-Jasne...
Nie wierzyła mi, to pewne. Coś musiało się stać zeszłego wieczora, ale co?? Chwyciłam kubek i poszłam usiąść na chwilę w salonie. Nagle zeszła na duł Stephani z Laurą. Powiedziałam jej "cześć", ale na więcej niech nie liczy. Jak ja jej nie znoszę! Szybko chciałam wypić kawę i wyjść z domu bo nie długo to zwariuje od tych zmian. Ciągle coś się dzieje, wczoraj śmierć i brak możliwości pogadania ze znajomymi, a dziś ona. Szaleństwo! Odniosłam kubek do kuchni i poszłam  na górę po kurtkę i arafatkę. Słońce w tym czasie zasłoniły chmury, więc nie chciałam brać okularów. Założyłam torbę na ramię i zeszłam na dół. W holu znajdowały się moje trampki, ubrałam je siadając na ławeczce. Gdy byłam już gotowa, otworzyłam drzwi i krzyknęłam:
-Pa mamo! Wrócę prosto do domu.
Nie odpowiedziała mi za to mała Laura krzyknęła "Papa" i mi pomachała. Słodkie.
Zamknęłam je za sobą, odetchnęłam świeżym powietrzem i ruszyłam do szkoły. Po drodze rozmyślałam na wiele tematów, ale moje nerwy były w normie, dlatego nie robiło się mi momentalnie źle. Kolejny dzień, nudny dzień. Pomyślałam. Do szkoły mam raptem 834 metry, więc nigdy nie jeździłam tylko chodziłam na piechotę. To dobre dla zdrowia, nie??

~

Słońce znów pojawiło się na niebie, a ja byłam już pod szkołą. Było tu już sporo osób. Usiadłam na murku, który był ogrodzeniem boiska. Nie jest on wysoki, ma około pół metra. Położyłam torbę na ziemi. Siadając wyciągnęłam telefon, ucieszyłam się gdy zobaczyłam trzy nieodebrane połączenia! To był Rafael. Nie musiałam oddzwaniać, bo wołał mnie ze swojego samochodu. Chciałam iść do niego, ale wyszedł z auta i szedł w moim kierunku. Wyglądał świetnie! Ten t-shirt o kolorze bieli pasował idealnie do tych obdartych spodni! Musiałam opanować swoje emocje i udawać zawiedzioną po wczorajszym.
-Cześć, czemu nie odbierałaś?? - Zadał głupie pytanie. Ale tak czy siak był to przypadek...
-Jakoś nie miałam czasu. Coś się stało ważnego?? - Liczyłam na przeprosiny.
-Tak! Po pierwsze chciałbym cię przeprosić za moje zachowanie, powinienem był stanąć po twojej stronie, - Ahh jak ja się cieszyłam, chciałam go wyściskać i pocałować! - a druga to taka iż dostałem dziś rano maila z odpowiedzią na moją prośbę o przyjęcie do szkoły!
-OK już się nie gniewam. I co ci odpisali?? - Spytałam zaciekawiona.
-Przyjmują mnie! Będę miał dodatkowo stypendium na studia i w ogóle. Czy to nie cudowne?! -  Był prze szczęśliwy, przytulił mnie.
-No tak, oczywiście że tak! - Szczerze mówiąc to nawet się ucieszyłam. Od zawsze chciał iść na te studia i wreszcie się mu udało.
-Tyle, że jest problem...
-Jaki?? - Udawałam opanowaną.
-Ta szkoła jest przeszło tysiąc kilometrów stąd... - Nie patrzył mi w oczy i spuścił głowę, w ręku trzymając kartkę.
Zdziwiłam się. Co on do mnie mówi?! Przychodzi mnie przeprosić, ale jednocześnie się pochwalić i oświadczyć o wyjeździe?! To żart??
-Że co?! No dobra, ale kiedy wyjeżdżasz??
-No... tak szczerze mówiąc to już za dwa tygodnie.
-Aha.
-Co?? Nie cieszysz się ze mną??
-Jasne, że się ciesze.  - Wzięłam torbę, założyłam ją na ramię i poszłam w kierunku wejścia do szkoły. Musiałam pohamować się przed wykrzyczeniem mu co o tym wszystkim myślę. Na prawdę się cieszę z jego szczęścia, ale jakoś nie miałam ochoty dziś świętować.
-Ej dokąd idziesz?! Jesteś zła?? Przecież wiesz dobrze, to moja życiowa szansa! - Złapał mnie za ramiona.
-Wiem! Rozumiem, ale pytanie co z nami?! - Niemalże to wykrzyczałam. Patrzyłam mu prosto w oczy.
-No jak to co?! Nic się nie zmieni, co 4 miesiące będę przyjeżdżał na tydzień. Spędzimy ten czas razem i...
-To nie ma sensu. Wybacz, ale nie. - Postanowiłam być nie ugięta. Zrobiłam krok do przodu, lecz znów stanął mi na drodze.
-Co to znaczy?? - Spytał zdziwiony.
-To koniec. Nie chce żyć w związku na odległość, znasz moje zdanie na ten temat. Po za tym poznasz tam kogoś i będzie ci z nią lepiej. - Oznajmiłam ze smutkiem.
-Czekaj, ale ja kocham ciebie! - Powiedział to! Tak długo czekałam by to usłyszeć. Miałam chęć to wszystko odwołać, ale rozsądek wziął górę nad emocjami.
-Przykro mi, zostańmy przyjaciółmi. - W tym czasie zadzwonił dzwonek co uratowało mnie od tłumaczenia mu tego. Wyminęłam go. Tym razem mnie już nie zatrzymywał, zupełnie jak wczoraj. Wchodziłam już po schodach kiedy postanowiłam spojrzeć na niego. Szedł w kierunku auta. Wyciągnął z niego tylko swój plecak. Nie zwlekając, poszłam na lekcję.

~

Lekcje ciągnęły się w nieskończoność. Nie mogłam się skupić na tym co mówi dany nauczyciel.
Siedząc w przedostatniej ławce, przy oknie mogłam sobie pozwolić na bazgrolenie po kartkach. Lewą ręką podparłam sobie głowę, a w drugiej trzymałam niebieski długopis. Rysowałam oczy ze łzami. Sama chciałam płakać, więc to mnie zniechęcało do tego. To co rysowałam zawsze przedstawiało stan emocjonalny w jakim się znajduje. Spojrzałam na zegarek, to już czwarta lekcja, pomyślałam. Jeszcze tylko 3 minuty do dzwonka. Zaczęłam już zbierać wszystko z ławki i pakować do torby. Nauczyciel spojrzał się na mnie, nie zdążył jednak zwrócić mi uwagi, bo już słychać było znajomy dźwięk. Ruszyłam szybko z miejsca i poszłam na boisko szkolne. To długa przerwa, trwająca 30 minut. Zapowiadały się niesamowite nudy!

~ Lightning ~

4 komentarze:

  1. Wiem, że dialogi może wyglądają ciekawiej, gdy są zaznaczone innym kolorem czcionki, ale mi osobiście to przeszkadza. Poza tym "niemalże" pisze się razem.
    Tyle z narzekania.
    Pisz dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Suuuuper post. ---- nataalaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję =D I dodaje do obserwowanych, ponieważ podoba mi się twój blog =)

      Usuń