poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział VI

Dominic

~ ~ ~
Dwaj bracia pojawili się w miejscu zupełnie im obcym, bardzo ciemnym i ponurym. Widzą długi korytarz i schody prowadzące na górę. Można zauważyć też wiele pomieszczeń. 
-Gdzie my do cholery jesteśmy?! - Spytał Louise.
-Dobre pytanie. - Odpowiedziałem.
-Co robimy??
-Sugeruje byśmy poszli tam... - Kiwnąłem głową na schody znajdujące się za jego plecami.
Gdy już weszliśmy po nich, znaleźliśmy się na parterze. Nie trudno było domyśleć się, iż jesteśmy w szkole. Uczniowie mijali nas, jeden po drugim.
-Śmiertelni! Zwrócę zaraz śniadanie.
-Udało się! Przestań zachowywać się jak mięczak. Nie zapomnij po co tu jesteśmy.
-Dobra znajdźmy tego człowieczka i wynośmy się stąd.
Staliśmy tak przez chwile przyglądając się wszystkim dookoła. 
-Nie sądzisz, że za bardzo rzucamy się w oczy?? - Stwierdziłem,a zarazem spytałem.
-No pewnie! Tacy mężczyźni po tej planecie nie chodzą. - Mówiąc to, poprawił swoją bluzę, by dowieść prawdy.
-Chodziło mi o nasze stroje, ale taka odpowiedź mi wystarcza. - Uśmiałem się pogodnie.
-No dobra, co teraz??
-Powinniśmy znaleźć dyrektora tej szkoły i przejrzeć jego przeszłość. - Stwierdziłem.
-No dobra. - Louise ruszył przed siebie, więc musiałem go zatrzymać.
-Czekaj! Nie wiemy gdzie iść. - Przypomniałem.
-Więc?! - Mało go to interesowało.
Żeby się jednak tego dowiedzieć, postanowiłem zatrzymać jakiegoś ucznia. Musiałem być miły i czarujący. Na moje szczęście znalazłem idealną do przesłuchanki dziewczynę.
-Hej, sorry że cię zatrzymuję, ale nie wiesz może gdzie znajdę sekretariat?? - Zdjąłem okulary by mogła patrzeć mi prosto w oczy. Uniosłem jedną brew i kącik ust ku górze.
-Nic nie szkodzi, znajdziesz piętro wyżej, na drzwiach widnieje numer 201. Na pewno nie zabłądzisz.
-Dziękuję i życzę miłego dnia! - Zszedłem jej z drogi.
-Nawzajem.
Dziewczyna wyszła na zewnątrz.
-No no, braciszku jakiś ty czaruś! - Śmiał się z tego co powiedział.
-Weź przestań. - Szturchnąłem go w ramię.
Nie tracąc czasu postanowiliśmy iść do tego dyrektora. Będąc pod salą, o której wspomniała dziewczyna, zawahaliśmy się z wejście bezpośrednim do środka. Najpierw zapukajmy, pomyślałem. Chciałem by brat to odczytał, wolałem nie mówić na głos. "Nigdy nie wiadomo kto stoi po drugiej stronie", jak to mawiał nasz wuj. Zapukałem i usłyszałem głos, który pozwala nam wejść.
-Ty nowa technologia! U nas wchodzimy na chama.
Zamknij się, bądź miły, albo nie w ogóle się nie odzywaj.
Wchodząc do środka uderzył nas odór starych papierów. To był specyficzny zapach. W pomieszczeniu dominowały kolory pomarańczy i bieli. Na wprost nas znajdowało się olbrzymie biurko, za którym siedziała jakaś kobieta. Wyglądała na sympatyczną, lecz pozory czasem mogą mylić.
-Dzień dobry! - Oparłem się o blat.
-Dzień dobry. W czym mogę pomóc?? 
-Am... tak. Widzi pani szukamy kogoś. - Próbowałem podejść ją, lecz ta na mnie nie patrzyła.
-Przykro mi, ale nie wolno mi udzielać informacji o uczniach naszej szkoły osobom trzecim. - Powiedziała to z taką perfekcją, jakby całe życie ćwiczyła.
-Posłuchaj... - Louis'owi puściły nerwy, ale nie mogłem pozwolić by zrobił coś tej miłej kobiecie.
-Spokojnie! Miły, uprzejmy, grzeczny. Wymieniać dalej?! - Mówiłem do niego przez zaciśnięte zęby. Kobieta się trochę przeraziła. Wstała z krzesła.
-Proszę wyjść! - Oburzyła się.
-Nie po to tłukliśmy się 3 światy, by teraz tak po prostu wyjść bez tych informacji! - Wyrwał się z mojego ucisku.
-Proszę wyjść, albo...
-Dobra dość... - Chwyciłem jej rękę aby się czegoś dowiedzieć. Strzał w dziesiątkę!
-Brat idziemy. Nie chcemy kłopotów. Przepraszamy... - Wycofywałem się by uniknąć kłopotów.
Nie miałem ochoty gadać z bratem. Zamknąłem drzwi i ruszyłem z powrotem piętro niżej.
-Ej no chyba się nie obraziłeś?!
Milczałem.
-Brat! Przecież chciałem pomóc...
-Gdzieś mam taką pomoc! Miałeś być uprzejmy, a właściwie to w ogóle się nie odzywać. Czy to tak wiele?! - Odwróciłem się do niego przodem. Byłem na niego wściekły.
-Okey, no przepraszam. Nie mogłem się powstrzymać. - Uniósł na chwilę ręce do góry jak by się "poddawał"
-To następnym razem się postaraj!
-Dobrze.
Miałem dość tej konwersacji, dlatego poszedłem dalej.
-No to gadaj co wiesz??
-Chłopak ma na imię Luke i uczy się tutaj od niedawna, raczej typ kujona.
-Tylko tyle??
-A co może cały życiorys od razu??
-Wyluzuj! Tak tylko pytam. Idę się rozejrzeć po szkole.
Wreszcie zrobi coś pożytecznego.
-Jeszcze tu jestem.
Wiem.
Nie wiedziałem co robić. Wszedłem więc na drugie piętro. Założyłem okulary, bo dzięki nim mogłem wszystkich obserwować potajemnie. Idąc korytarzem, mijałem rzędy szafek przy ścianach. Zupełnie jak u nas, pomyślałem. Były one koloru niebieskiego. Po drugiej stronie natomiast były okna, a przy nich ławki.
Nie znoszę śmiertelnych. Jakim cudem wytrzymuję tu z nimi?? Nie jest w sumie aż tak źle, ale jak pomyśle o "Wstąpieniu" to mam ciarki. Teraz w dodatku muszę się zastanawiać gdzie polazł mój brat. Wpadł na coś, na co ja wpaść bym nie mógł. Idąc tak korytarzem i wymijając uczniów, postanowiłem skręcić. Nie mogłem zapomnieć, iż trzeba wypytać innych o tego Luka. Widziałem zakręt jakieś 2 metry ode mnie. Przyspieszyłem zatem. Gdy byłem tuż przy nim, zderzyłem się z kimś. Usłyszałem jak spadają podręczniki i przekleństwo. Zrobiłem krok do tyłu. Ona schyliła się po książki, postanowiłem więc jej pomóc. No w końcu to moja wina. Gdy kucnąłem nie zwróciłem uwagi, że jestem bliżej niej niż mi się wcześniej zdawało. Speszyłem się lekko i podniosłem raptem jedną książkę, byle jak najszybciej wstać. Ona zrobiła to sekundę po mnie.
-Dzięki. - Powiedziała.
-Za co?? -Spytałem zdziwiony.
-No za pomoc.
-Aaa. - Posłałem jej uśmiech.
-A co myślałeś że za uderzenie?? - Mówiła to trzymając książki na piersi.
-Uderzyłem cię?! - Przeraziłem się.
-Nie! Chodzi mi o wpadnięcie na mnie. - Szybko chciała sprostować to co wcześniej powiedziała. Uśmiechała się.
-No tak. Przestraszyłaś mnie.
-Czemu nosisz te okulary w budynku?? - Spytała zdziwiona.
-A no tak... Zapomniałem je zdjąć. - Uniosłem jedną brew. Czekałem na kolejne pytanie.
-Tak w ogóle jestem Sam.
-Samantha??
-Tak, ale wole jak wszyscy do mnie mówią skrótowo. - Stwierdziła.
-Dlaczego?? Przecież to imię jest piękne i idealnie pasuje do ciebie. - Dlaczego to powiedziałem?!
-...Dziękuję. A ty przedstawisz się?? - Spytała, wyraźnie zainteresowana moją osobą.
-Dominic i zgubiłem gdzieś tu mojego brata. - Żeby to była nowość, pomyślałem.
-Ile ma lat?? - Chciała się dowiedzieć czegoś więcej.
-Sto... To znaczy siedemnaście. - Zapomniałem, że rozmawiam ze śmiertelną.
-Ma tyle lat co ty??
-Nie... Jest młodszy. - Wyglądamy na 17 lat. Musiałem szybko coś wymyślić, bo nie powiem na dzień dobry: "Cześć jesteśmy Aniołami i mamy po przeszło sto lat". Wzięła by mnie za wariata.
-To ile masz ty??
-Osiemnaście.
-Czyli nie chodzisz tutaj do szkoły?? Szkoda. - Zasmuciła się.
-Nie chodzę?? - Chciałem ją pocieszyć. Nie wiem czemu, ale zależało mi aby miała o mnie dobre zdanie.
-No tak, jesteś za stary.
-Przecież przed chwilą mnie przyjęli! - Musiałem ściemnić. Chciałem mieć z nią kontakt.
-Serio?! Zawaliłeś kiedyś klasę?? -Spytała zdziwiona i rozbawiona.
-Raz czy dwa. Kto by liczył. - Tu akurat nie kłamałem, w akademii często zdarzyło się mi powtarzać klasy.
-Haha... zabawny jesteś wiesz?? - Spuściła głowę, jakby się zawstydziła.
-Wiem, ale miło usłyszeć to z kobiecych ust. - Dlaczego jestem taki miły! To dziwne uczucie, ale zależy mi na niej w nieznany mi do tej pory sposób.
-Aa, czyli nie często dostajesz komplementy od kobiet??
-Yyy, nie. - Skłamałem. Dziewczyny mnie podrywają, ale ja nigdy nie lubiłem bawić się nimi. Po za tym chciałem, by miała o mnie dobre zdanie.
-Sorry, ale muszę już iść do klasy. Miło było cię poznać.
-Do zobaczenia.
-Hej.
Gdy mnie mijała poczułem zapach jej perfum. Nie umiem go określić, ale kojarzył się mi z jakimiś kwiatami. Nie no co ja robię! Przecież to nienormalne! Jak ja się zachowuję w ogóle?! Dość tego, muszę znaleźć Louisa i mu to wszystko opowiedzieć. Szaleństwo.
Nie mogłem znaleźć brata, więc po prostu poszedł na boisko szkolne i usiadłem na ławce. Czekałem na niego. Tak siedząc rozmyślałem nad moim zachowaniem. To dziwne, ale gdy tylko zniknęła z moich oczu, miałem panowanie nad tym co mówię i myślę, a także panowałem nad sobą. O co w tym chodzi?? A może...
-Eloszka brat! Masz jakieś info od tutejszych nastolatków??
-O Louise, jesteś. Szukałem cie jakieś pół godziny. Zapomniałem, przecież cię to nie interesuje. - Wstałem i stanąłem na wprost niego, także patrzyliśmy na siebie.
-Jak możesz tak mówić?? Czuje się zraniony, a niech to idę z sobą skończyć... - Robił sobie żarty, a tu wydarzyło się coś niesamowitego!
-Przestań się wydurniać... - Nagle poczułem silny ból w okolicach serca. Może i nawet było to serce! Upadłem na ziemię trzymając się w tym miejscu. To było straszne. Czułem jakby wbijano mi rozżarzony sztylet, prosto w serce.
-CO JEST?! - Słyszałem w jego głosie przerażenie i lęk.
-Cholernie boli!
-Co mam zrobić?! - Chciał pomóc mi wstać, na próżno, byłem za słaby.
-Poczekaj, przechodzi. - Mówiłem szczerze. Ból zmieniał się w pulsujące bicie.
-Co?? Żartujesz sobie, a ja naprawdę się przestraszyłem. - Skarcił mnie.
-To nie był żart! Teraz czuję chłód z każdym uderzeniem mojego serca. - Gdy tak klęczałem, spojrzałem się na twarz brat. Była pełna wątpliwości. 
-Możesz wstać?? - Chyba odczytał jak silne to było i mi uwierzył.
Przesuwając lekko rękę w kierunku szyi wyczułem jakiś rzemyk. Na nim czułem kształt kryształu.
-To nie możliwe... - Wyszeptałem.- To się nie dzieje naprawdę...
-Stary, o czym ty gadasz?? - Oboje usłyszeliśmy dźwięk, który dobrze znamy. Był to dzwonek na przerwę. To wytrąciło go z grzebania w moim umyśle. Musiałem szybko pozbyć się tego z mojej głowy, bo doskonale wiedziałem, iż Louise może to wyczytać.
-Dobra wstawaj, bo co ludzie pomyślą?? - Podał mi rękę by pomóc.
Już stałem o własnych siłach.
-Powiesz mi co jest grane?! - Skrzyżował ręce na swojej piersi i czekał na odpowiedź.
-Niech to szlag! - Uderzyłem w stojący obok nas stolik, a po chwili podparłem się rękoma o niego.
Poczułem dziwny powiew i Ten zapach. Skierowałem głowę w prawą stronę, gdzie była szkoła. Dostrzegłem ją!
-Samantha... - Powiedziałem.
-Kto??
-Ona może nam więcej powiedzieć o tym gościu. - Odwróciłem się do brata plecami i upewniłem się czy aby na pewno nie widać wisiorka.
-Brat, pamiętasz jeszcze, że możesz mi ufać??
-Nie dajesz mi o tym zapomnieć. - Odwróciłem się w jego stronę, ale po chwili ruszyłem w kierunku Sam.
Siedziała na jakimś murku. Na szczęście sama.
-Znów się widzimy. Przypadek, czy zacząłeś naukę już dziś?? - Spytała.
-Nie wierze w przypadki. - Znów się zaczęło. Wygadywałem to co było ostatnią rzeczą do powiedzenia.
-No proszę, czego ja się dowiaduje. Brat może byś mnie przedstawił Pani Ślicznej! - Powiedział Louise. Poczułem straszną złość.
-Wara! - Powiedziałem z wyższością.
-Co?? - Spytał zdziwiony. Na jego twarzy przemknął uśmieszek dobrze mi znany. Coś planował.
-Sam, wspominałem ci iż szukam brata??
-Tak.
-Oto i on, Louis. A to jest Sam. - Niechętnie to zrobiłem.
-Miło mi cię poznać. - Chciał się do niej zbliżyć jednak ja zatrzymałem go ręką.
Puściłem go, ale dobrze wiedział, że nie ma się zbliżać do niej na krok. Odwróciłem się w jej kierunku.
-Szukam takiego chłopaka o imieniu, Luke. Znasz go może??
-Tak - Powiedziała ze smutkiem. Nagle zacząłem żałować, że o to spytałem.
Brat chrząknął. Wiedziałem, że siedzi w mojej głowie.
-Powiesz gdzie go znaleźć?? - Spytał Louise. Skarciłem go spojrzeniem.

-W zakładzie pogrzebowym...
-Co?? - Zdziwił się brat.
-Co mu się stało?? - Spytałem.

-Umarł dziś w nocy. Skoczył z dachu własnego domu. - Spuściła głowę.
-To był twój chłopak?? - Zapytał Louise z złośliwym uśmieszkiem.
-Nie, raczej znajomy. Udzielałam mu darmowych lekcji.
-A masz kogoś?? - Drążył temat.
-Na co ci takie informacje?? Biografie będziesz pisać?? - Puściły mi nerwy.
-Spokojnie interesuje się tylko. - Szatański uśmieszek, jak ja go dobrze znam!
-Sympatią to wy do siebie nie pałacie! - Stwierdziła.
-Norma. - Odpowiedziałem.
-Ja już muszę iść, ale do zobaczenia. - Wstała i ruszyła w kierunku szkoły.
-Raczej to się już nie... - Zaczął Louise, ale mu przerwałem.
-Jasne będę już jutro! - Powiedziałem. Brat spojrzał się na mnie pytająco.
-Szybko. No nic, trzymajcie się i nie pozabijajcie.
Gdy zbliżyła się do wejścia zadzwonił dzwonek. Przeszywał mnie spojrzeniem.
-No co?? - Spytałem zirytowany.
-Co to miało być?! Flirtowałeś z nią?? Brat szacun! - Sam nie wiem, czy był zadowolony, czy raczej robił sobie żarty.
-Przestań.
-No co źle mówię?? Przecież powiedziałeś jej że do tej budy będziesz chodził od jutra! - Czułem, że próbuje grzebać mi w myślach, jednak miałem się na baczności.
-No i?? - Miałem dość przesłuchania, więc odwróciłem się do niego plecami i powoli szedłem w kierunku ulicy.
-Podoba ci się śmiertelna?! Żartujesz?? - Był w szoku i chyba zaczął coś podejrzewać.
-Chodźmy do jakiegoś baru i obgadamy to czego się dowiedzieliśmy. - Musiałem szybko zmienić temat.
-Czyli co?? - Ruszył za mną.
-Luke?? Pamiętasz nasz cel zejścia tutaj. - Postanowiłem zmienić temat na tego zmarłego chłopaka, a zarazem przypomnieć mu po co tu właściwie jesteśmy.
-Ja myślałem że celem była ona. - Spytał podejrzliwie.
-Mam cię już dość. Chodźmy proszę cię. - Unikałem tematu jak tylko mogłem.
-Dobra, ale nie myśl że ci odpuszczę. - Teraz szedł już koło mnie.
-A nie, czekaj! - Nagle przypomniałem sobie, że muszę załatwić sprawę z uczeniem się.
-Co znów?? - Spytał rozkładając ręce. Był wyraźnie znudzony.
-Musze coś załatwić zaraz wracam. - Pobiegłem w kierunku szkoły. Postanowiłem iść do sekretariatu, ale tym razem prosto do dyrektora.
-Co ty ukrywasz braciszku. - Usłyszałem go nawet pod drzwiami do budynku, choć ten był ode mnie prawie 200 m. Jednak nie przejąłem się tym.

~ Lightning ~

środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział V

Samantha

~
Wracając do domu, rozmyślała o wszystkim co się dziś wydarzyło. Po drodze wpadła jeszcze do swojej ulubionej kawiarni. Spędziła w niej dwie godziny. Gdy już doszła do domu było szesnaście po trzeciej popołudniu. Niedzielny poranek nie należał do najmilszych w jej życiu.
Otwierając drzwi uderzył mnie zapach tych samych kwiatów co rano. Zawsze to poprawiało mi humor, jednak tym razem byłam bardziej zawiedziona niż smutna. Zdjęłam buty w holu i poszłam prosto do salonu. Ustałam w progu i zauważyłam, małą Laurę śpiącą na kanapie, a obok niej siedzącego Stefana. Spojrzał się na mnie wzrokiem karcącym.
-Czemu tak na mnie patrzysz?? - Spytałam.
-Gdzie byłaś?! - Wyszeptał lekko zdenerwowany.
- Ze znajomymi, a potem w kawiarni. Mama się martwiła??
-Nie ona tylko ja! Zawsze wracałaś na obiad. - Stwierdził
-To było dawno temu. Wszystko się zmieniło
Usiadłam na przeciwko niego, nieskora do rozmowy. Dzielił nas niski stolik.
-Coś się stało?? - Zmienił swój ton.
Zakryłam sobie twarz rękoma, a łokcie oparłam o kolana.
-Hey siostra, mów co jest... - Spytał zaniepokojony.
- Bo widzisz... rano wszystko grało. Przyjechałeś do nas w odwiedziny, miałam się świetnie bawić na spotkaniu. Wszystko ładnie, pięknie do czasu... - Oczy miałam nadal zakryte, jednak odsłoniłam usta.
-O czym ty mówisz?! Nadal tu jestem i na razie się nigdzie nie wybieram. - Stwierdził pogodnie
-Nie do końca chodzi tu o ciebie. - Zdjęłam ręce z twarzy i patrzyłam w punkt na podłodze.
-A o kogo??
-Pokłóciłam się z paczką i dowiedziałam się o śmierci kolegi. To koszmarny dzień. - Opadłam swobodnie na oparcie kanapy. Spojrzałam mu w oczy.
-No to nie za ciekawie. Znałem go??
-Raczej nie. - Odparłam oburzona.
-Spokojnie, pogodzisz się z nimi szybciej niż może ci się zdawać. Zaufaj starszemu bratu. - Na jego twarzy lśnił uśmiech, a na mojej zbolała mina.
-Ej, czy ty się malujesz?!
Zszokował mnie. Tak szybko zmienił temat, że nawet nie zauważyłam, iż robi to celowo.
-Taak. Od jakiegoś roku. A co??
-Nie nic... To dobrze. - Odpowiedział pogodnie.
-Czemu mam wrażenie, że mnie wkręcasz?? - Humor jakby się mi trochę polepszył.
-Ja?? Ciebie?? No coś ty. Mówię poważnie. Pasuje ci ten tusz do rzęs.
-Dobra wierze ci, tak trochę.
-Trochę?? Być szczerym nie dobrze, kłamać jeszcze gorzej co wam musimy mówić?! - Uśmiał się mówiąc to i ja zrobiłam tak samo.
Do salonu weszła mama.
-Kochanie, coś szybko wróciłaś.
-Wiem, taki był plan mamuś byś się nie musiała martwić. - Zerwałam się i ruszyłam w stronę mamy. Przytuliłam się do niej.
-To miło z twoje strony, ale ja ci nie zabraniam się spotykać czy wychodzić na dłużej. Przecież masz odwołany szlaban. - Powiedziała.
-Wiem, ale wolałam spędzić trochę czasu z bratem. - Ciekawiła mnie reakcja brata.
-Aa rozumiem. Tylko nie wysadźcie domu w powietrze, proszę.
-Mamo ty jeszcze to pamiętasz?! - Spytał zaskoczony i rozbawiony Stefan.
-Nie mogę zapomnieć, nie dajecie mi takiej możliwości.
-Haha...
Uśmialiśmy się wszyscy co obudziło śpiącą Laurę. Zrobiło się mi głupio.
-Przepraszam że cię obudziliśmy... - Powiedział brat.
-Nie szkodzi. I tak miałam małą Lili nakarmić.
Wstała i poszła na górę po schodach.
-Lili?? - Spytałam
-Tak, to jej zwierzątko. - Odpowiedział.
-To szczur! Nie rozumiem co w nim fascynującego. - Oburzyła się mama.
-Mamo to nie szczur, a chomik. - Poprawił ją Stefan
-Na jedno wychodzi. - Stwierdziła
-No właśnie nie!
-Dobrze już. Idę pozmywać. - Jak mówiła, tak zrobiła.
Przez chwilę zapadła nie zręczna cisza. Stałam na środku pomieszczenia, a on nadal siedział. Po chwili uśmiechnął się i obnażył zęby. Spojrzał się na mnie.
-No co??
-Em... To co byś chciała ze mną porobić sis??
-Nie wiem. - Włożyłam ręce do tylnych kieszeni spodenek.
-Chcesz spędzać ze mną czas, ale nie wiesz jak?! Haha...
-Oj bo dziś mam zawalony dzień. Spytaj mnie jutro! - Szybko znalazłam jakąś wymówkę.
-Ale... - Nie słuchając go dłużej, wyszłam z salonu i powędrowałam do swojego pokoju na piętrze. Wchodząc do pokoju spojrzałam na zegarek była już 15:46. Boże jak ten czas leci! Pomyślałam. Rzuciłam bluzę na krzesło od biurka, a okulary odłożyłam na półkę znajdującą się tuż obok niego. Postanowiłam wziąć laptopa i usiąść tym razem na łóżku. Musiałam posłuchać muzy bo wiedziałam, że gdy nie będę miała co robić wspomnienia wrócą. Chciałam tego uniknąć. Włożyłam słuchawki do uszu i zrobiłam na tyle głośno, by nie móc się skupić na niczym innym. W między czasie serfowałam po necie. Nic nowego.
Siedziałam tak, a w zasadzie to już leżałam, od dwóch godzin! Wyłączyłam laptopa i odłożyłam go wraz ze słuchawkami na biurko. Wyciągnęłam z szuflady inne, tym razem takie by podłączyć do telefonu. Wróciłam z powrotem do łóżka, ale teraz położyłam się na lewym boku i puściłam muzę. Smutek wrócił. Gdy odblokowałam komórkę nie było żadnej wiadomości, ani nieodebranego połączenia. Popatrzyłam chwilę na nią i położyłam obok siebie. Zamknęłam oczy oraz pozwoliłam sobie nie myśleć o tym wszystkim.

~

Otworzyłam oczy i zobaczyłam promienie słońca wpadające do mojego pokoju. Ogarnął mnie chwilowy szok. Szybko poderwałam się z łóżka. Zapomniałam, że telefon był tuż obok mnie, więc upadł na podłogę. Przetarłam oczy i go podniosłam. Odblokowałam go i sprawdziłam która jest godzina. Dopiero szósta cztery. Że co?! Zasnęłam?! Szybko zerwałam się na równe nogi i poszłam do łazienki. Opłukałam sobie twarz zimną wodą, umyłam zęby i pomalowałam rzęsy. Wzięłam jeszcze ubrania by się przebrać.
Teraz mam na sobie luźną bluzkę, pomarańczową w szare paski i spodnie granatowe rurki. Wracając do pokoju stanęłam przed lustrem, wzięłam grzebień i uczesałam się. Dziś postanowiłam zrobić sobie włosy w koński ogon. Grzywka dobrze prezentowała się z tą fryzurą. Nie zwlekając zbiegłam na dół, na śniadanie. Do kuchni szło się przez salon. Zastałam w niej mamę. Wycierała akurat naczynia.
-Cześć mamo!
-Witaj skarbie. Nie zeszłaś wczoraj na kolację.
-Zasnęłam przepraszam... - Mówiąc to wyciągałam swój ulubiony kubek, by napić się kawy na rozbudzenie.
-Tak, tak... Masz jakieś problemy?? - Spytała zaniepokojona, nie patrząc na mnie.
-Nie, a niby jakie??
-Nie wiem po prostu ostatnio się dziwnie zachowujesz. Wczoraj nic nie jadłaś. Martwię się o ciebie.
-Zupełnie nie potrzebnie. - Podparłam się o blat i skierowałam się w kierunku mamy.
-Skoro tak twierdzisz.
-Pogadamy jak wrócę okey??
-Jasne...
Nie wierzyła mi, to pewne. Coś musiało się stać zeszłego wieczora, ale co?? Chwyciłam kubek i poszłam usiąść na chwilę w salonie. Nagle zeszła na duł Stephani z Laurą. Powiedziałam jej "cześć", ale na więcej niech nie liczy. Jak ja jej nie znoszę! Szybko chciałam wypić kawę i wyjść z domu bo nie długo to zwariuje od tych zmian. Ciągle coś się dzieje, wczoraj śmierć i brak możliwości pogadania ze znajomymi, a dziś ona. Szaleństwo! Odniosłam kubek do kuchni i poszłam  na górę po kurtkę i arafatkę. Słońce w tym czasie zasłoniły chmury, więc nie chciałam brać okularów. Założyłam torbę na ramię i zeszłam na dół. W holu znajdowały się moje trampki, ubrałam je siadając na ławeczce. Gdy byłam już gotowa, otworzyłam drzwi i krzyknęłam:
-Pa mamo! Wrócę prosto do domu.
Nie odpowiedziała mi za to mała Laura krzyknęła "Papa" i mi pomachała. Słodkie.
Zamknęłam je za sobą, odetchnęłam świeżym powietrzem i ruszyłam do szkoły. Po drodze rozmyślałam na wiele tematów, ale moje nerwy były w normie, dlatego nie robiło się mi momentalnie źle. Kolejny dzień, nudny dzień. Pomyślałam. Do szkoły mam raptem 834 metry, więc nigdy nie jeździłam tylko chodziłam na piechotę. To dobre dla zdrowia, nie??

~

Słońce znów pojawiło się na niebie, a ja byłam już pod szkołą. Było tu już sporo osób. Usiadłam na murku, który był ogrodzeniem boiska. Nie jest on wysoki, ma około pół metra. Położyłam torbę na ziemi. Siadając wyciągnęłam telefon, ucieszyłam się gdy zobaczyłam trzy nieodebrane połączenia! To był Rafael. Nie musiałam oddzwaniać, bo wołał mnie ze swojego samochodu. Chciałam iść do niego, ale wyszedł z auta i szedł w moim kierunku. Wyglądał świetnie! Ten t-shirt o kolorze bieli pasował idealnie do tych obdartych spodni! Musiałam opanować swoje emocje i udawać zawiedzioną po wczorajszym.
-Cześć, czemu nie odbierałaś?? - Zadał głupie pytanie. Ale tak czy siak był to przypadek...
-Jakoś nie miałam czasu. Coś się stało ważnego?? - Liczyłam na przeprosiny.
-Tak! Po pierwsze chciałbym cię przeprosić za moje zachowanie, powinienem był stanąć po twojej stronie, - Ahh jak ja się cieszyłam, chciałam go wyściskać i pocałować! - a druga to taka iż dostałem dziś rano maila z odpowiedzią na moją prośbę o przyjęcie do szkoły!
-OK już się nie gniewam. I co ci odpisali?? - Spytałam zaciekawiona.
-Przyjmują mnie! Będę miał dodatkowo stypendium na studia i w ogóle. Czy to nie cudowne?! -  Był prze szczęśliwy, przytulił mnie.
-No tak, oczywiście że tak! - Szczerze mówiąc to nawet się ucieszyłam. Od zawsze chciał iść na te studia i wreszcie się mu udało.
-Tyle, że jest problem...
-Jaki?? - Udawałam opanowaną.
-Ta szkoła jest przeszło tysiąc kilometrów stąd... - Nie patrzył mi w oczy i spuścił głowę, w ręku trzymając kartkę.
Zdziwiłam się. Co on do mnie mówi?! Przychodzi mnie przeprosić, ale jednocześnie się pochwalić i oświadczyć o wyjeździe?! To żart??
-Że co?! No dobra, ale kiedy wyjeżdżasz??
-No... tak szczerze mówiąc to już za dwa tygodnie.
-Aha.
-Co?? Nie cieszysz się ze mną??
-Jasne, że się ciesze.  - Wzięłam torbę, założyłam ją na ramię i poszłam w kierunku wejścia do szkoły. Musiałam pohamować się przed wykrzyczeniem mu co o tym wszystkim myślę. Na prawdę się cieszę z jego szczęścia, ale jakoś nie miałam ochoty dziś świętować.
-Ej dokąd idziesz?! Jesteś zła?? Przecież wiesz dobrze, to moja życiowa szansa! - Złapał mnie za ramiona.
-Wiem! Rozumiem, ale pytanie co z nami?! - Niemalże to wykrzyczałam. Patrzyłam mu prosto w oczy.
-No jak to co?! Nic się nie zmieni, co 4 miesiące będę przyjeżdżał na tydzień. Spędzimy ten czas razem i...
-To nie ma sensu. Wybacz, ale nie. - Postanowiłam być nie ugięta. Zrobiłam krok do przodu, lecz znów stanął mi na drodze.
-Co to znaczy?? - Spytał zdziwiony.
-To koniec. Nie chce żyć w związku na odległość, znasz moje zdanie na ten temat. Po za tym poznasz tam kogoś i będzie ci z nią lepiej. - Oznajmiłam ze smutkiem.
-Czekaj, ale ja kocham ciebie! - Powiedział to! Tak długo czekałam by to usłyszeć. Miałam chęć to wszystko odwołać, ale rozsądek wziął górę nad emocjami.
-Przykro mi, zostańmy przyjaciółmi. - W tym czasie zadzwonił dzwonek co uratowało mnie od tłumaczenia mu tego. Wyminęłam go. Tym razem mnie już nie zatrzymywał, zupełnie jak wczoraj. Wchodziłam już po schodach kiedy postanowiłam spojrzeć na niego. Szedł w kierunku auta. Wyciągnął z niego tylko swój plecak. Nie zwlekając, poszłam na lekcję.

~

Lekcje ciągnęły się w nieskończoność. Nie mogłam się skupić na tym co mówi dany nauczyciel.
Siedząc w przedostatniej ławce, przy oknie mogłam sobie pozwolić na bazgrolenie po kartkach. Lewą ręką podparłam sobie głowę, a w drugiej trzymałam niebieski długopis. Rysowałam oczy ze łzami. Sama chciałam płakać, więc to mnie zniechęcało do tego. To co rysowałam zawsze przedstawiało stan emocjonalny w jakim się znajduje. Spojrzałam na zegarek, to już czwarta lekcja, pomyślałam. Jeszcze tylko 3 minuty do dzwonka. Zaczęłam już zbierać wszystko z ławki i pakować do torby. Nauczyciel spojrzał się na mnie, nie zdążył jednak zwrócić mi uwagi, bo już słychać było znajomy dźwięk. Ruszyłam szybko z miejsca i poszłam na boisko szkolne. To długa przerwa, trwająca 30 minut. Zapowiadały się niesamowite nudy!

~ Lightning ~

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział IV

Dominic

 ~ ~ 

Dominic i jego brat poszli razem odkryć prawdę o Michael'u, który zmarł. Byli pewni, iż to wina tak zwanego "Wstąpienia". Krążyli po szkole, ale postanowili zejść do piwnicy i śledzić dyrektora.
Idąc do piwnicy zastanawialiśmy się kto może być z tamtych lat i pamiętać te wydarzenia. Od śmierci brata minęło przeszło 85 lat. To sporo. Jedynymi osobami, które przychodziły nam do głowy był dyrektor, sekretarz i... ojciec.
-Tego ostatniego kandydata skreśl. - Powiedział Louise
-Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że jest najodpowiedniejszy??
-Zwariowałeś?! Jak by się dowiedział, że wagarowaliśmy i w dodatku grzebaliśmy w archiwum...
-Wiem. Dyrektor ma wiedzę taką samą jak ojciec, ale wyczuję jak będziemy chcieli użyć na nim mocy.
-Przecież wystarczy, że go dotkniesz. Zobaczysz uda się czuje to w kościach!
-Jak ostatnio coś czułeś to były to kłopoty...
-Ej, ej ty nie masz grzebać w mojej przeszłości tylko dyrektorka. Musisz się na tym skupić. Nie schrzań tego. Masz tylko jedną szansę potem może zacząć coś podejrzewać.
-Przecież wiem! Nie ucz mnie używać mojej własnej mocy!
-Wybacz...
-Ciii... Ktoś idzie.
-Dyrektorek, czuje jego myśli. Ohyda!
-Zamknij się! Jak nas usłyszy to ty się będziesz tłumaczył, a nie ja!
-Chodź tam.
Pobiegliśmy szybko się schować, by ten nas nie widział.
-Stary, po dłuższym zastanowieniu, to jak my mamy to teraz zrobić?? Przecież jak wyjdziemy to będzie że urwaliśmy się z lekcji. - Wyszeptał Louise
-Myślisz, że nie wiem?! Poczekamy na koniec lekcji skoro nie mamy nikogo innego.
-Myślałem raczej o tym, że się jednak ujawnimy! -Powiedział donośnym głosem
-Głośniej krzycz! - Uderzyłem nim o ścianę, ale tak by nikt tego nie słyszał - Zmywamy się stąd. Chodź. Koniec lekcji. Boisko. Zrozumiałeś??
-Tak jest!
Jezu z kim mi przyszło pracować - Pomyślałem.
-Słyszę cię braciszku.
Wiem. O to chodziło. Idę na lekcje, a ty... Rób co chcesz, byle beze mnie.
Dyrektor wszedł do swojego gabinetu, dzięki czemu ja mogłem w spokoju wyjść z piwnicy. Skręcając w lewo, gdzie były schody spojrzałem jeszcze na brata, by sprawdzić co kombinuje. Tego jednak nie było. Domyśliłem się, że wszedł do jednej z sal, które były puste. Nie tracąc czasu ruszyłem  kierunku schodów i przyspieszyłem tak żeby znaleźć się pod klasą w mniej niż 5 sekund. Gdy wszedłem zapadła cisza.
-No co?? Przecież wróciłem na resztę lekcji.
-Ahh... Siadaj już Devil! - Odpowiedział zdenerwowany pan Groth
Usiadłem na swoim miejscu. Cała ławka była dla mnie. Nie lubię siedzieć z kimś, dlatego ona bywała często pusta. Do końca lekcji zostało raptem pół godziny, ale każda minuta była dla mnie wiecznością. Czas za wolno płynął. Nie mogłem się skupić na tym co mówi nauczyciel, moje myśli krążyły wokół zagadki którą miałam dziś rozszyfrować. Dlaczego wszyscy milczeli i nie chcieli nam powiedzieć jak umarł nasz brat?? Nagle ktoś wparował do klasy jak oparzony. To był dyrektor.
Świetnie, pomyślałem. Kretyn wpadł w tarapaty i zgonił to na mnie. Jak się okazało dyrek przyszedł po mnie. Dlaczego mnie to nie zdziwiło, a rozbawiło?? Poszedłem więc z nim do jego gabinetu. Całą drogę milczałem, on zresztą też. To do niego nie podobne. Gdy byliśmy pod jego gabinetem usłyszałem znajome mi głosy.
-Co robią tu moi rodzice?! -Niemalże to wykrzyczałem.
Jednak nie otrzymałem odpowiedzi. Weszliśmy do pomieszczenia. Nie myliłem się, rodzice siedzieli z 2 metry od biurka, które znajdowało się po mojej lewej, a rodzice po prawej. Ale brata tu nie było. Za to byli tu jacyś ludzie, którzy stali w cieniu przez co nie mogłem dostrzec kim oni są. Nagle ojciec podniósł się, mama wstała równie szybko, z tą różnicą że chwyciła go za prawą rękę. Wiedziałem już czemu wstał.
-Proszę cię John, uspokój się. Trzeba rozwiązać to bez nerwów. - Powiedział dyrektor. Ale nie wiedziałem, czy chce mi pomóc bo zna ojca i jego wybryki, czy po prostu nie chciał rozlewu krwi.
-Usiądź synu. - Poprosiła mnie mama, jednak moje nerwy były już niemalże na wierzchu.
-Dlaczego mnie wezwano, co robią tu moi rodzice i kim są tamci w kącie?? - Mówiłem przez zaciśnięte zęby, by nie zacząć krzyczeć.
-Widzisz, ci państwo to rodzice Isabell. Zmarła dziś w nocy. Znałeś ją dlatego tu jesteś...
-Jeśli miałeś coś wspólnego z jej śmiercią, to... - Uniósł swą lewą rękę. Był wściekły na mnie, choć nie ma pewności że coś zrobiłem
-Ciii... Daj mu dojść do słowa potem krzycz, proszę. -Mama miała załamany głos, wiedziałem że wcześniej musiała płakać.
Ojciec pokiwał głową, nie chciał się z nią kłócić, Kochał ją i chciał dla niej jak najlepiej.
-Znałem, ale tylko z zajęć. Wezwijcie Louisa, on z nią flirtował, na pewno wie więcej w tej sprawie. Wkopałem go. Czułem kłopoty na odległość, ale naprawdę nic o niej nie wiedziałem prócz podstaw.
-Dobrze, zatem wezwiemy go. 
Przyleciał sekretarz. Dyrek kazał mu przyprowadzić mojego brata.
-Szuja! - Usłyszałem Louisa jak mówi pod nosem piętro wyżej.
Otwierają się drzwi do pomieszczenia. Sekretarz go przyprowadził. Patrzył na mnie z pogardą, ale przecież to nie wyrok śmierci.
-NIE, WCALE! - Krzyknął oburzony.
-Spokojnie Louise, chce zadać ci tylko kilka pytań. - Powiedział opanowanie dyrektor, siedzący przy swoim biurku. On chyba jako jedyny z tego towarzystwa był neutralny. To pocieszające.
-Tak, nawet bardzo - Ustał obok mnie Louis i skarcił mnie spojrzeniem.
-Dobrze, przejdźmy do rzeczy. Czy wiesz co się stało Isabell... 
-Nie, nie i jeszcze raz nie. Owszem flirtowałem z nią raz czy dwa, no może tydzień. Ale to nie oznacza, że coś jej zrobiłem tak?? Jestem jaki jestem, ale nie skrzywdził bym kobiety. Bądźmy realistami kochani.- Odpowiedział pogodnie
-No właśnie jesteśmy, ale widzisz musimy mieć pewność.- Oświadczył dyrektor
-W sumie to mogę wam pomóc, o ile dacie mi coś z czym była strasznie zżyta. Jakąś rzecz.
Gdy to powiedziałem poczułem na sobie wzrok wszystkich. Nie chciałem przesłuchań.
-Mam taką rzecz, ale jak chcesz to zrobić?? - W głosie tej kobiety było słychać lekką ulgę
-Wystarczy, że dotknę kogoś lub jakiejś rzeczy, a dowiem się przeszłości danej osoby.
-Ale to działa??
-Z tymi rzeczami bywa różnie, ale warto spróbować.
Kobieta szybko opuściła pomieszczenie. Nikt więcej się nie ruszał, staliśmy jakby nas wmurowano w podłogę.
Musisz mi postawić za to co dla ciebie robię, mocne piwo. Pomyślałem i uśmiałem się z tego. Zresztą on też. Nie czekaliśmy długo za matką Isabell, wróciła szybciej niż mogło nam się zdawać. Podeszła do mnie i wręczyła jakiś wisiorek. W zasadzie wyglądał jak pierścionek powieszony na rzemyku. Nic szczególnego.
-Proszę weź, skoro to jedyna szansa...
Wziąłem głęboki oddech i wyciągnąłem rękę po wisiorek. Kobieta upuściła go na moją dłoń. Nie musiałem długo czekać na wizję.


~ 


Gdzie ja jestem?! Powiedziałem. Niestety nikt mi nie odpowiedział. Ujrzałem ją. Isa ubrana była w koszulkę na ramiączkach koloru czerwonego i dżinsowe spodnie. Zdecydowanie były to rurki, w których ją często widywałem. A włosy miała niedbale upięte w kok. Stała obok ławki w parku niedaleko szkoły. Nikogo z nią nie było. Powoli zbliżałem się do niej, bo nie wiedziałem czy jestem tu naprawdę. Pogoda była słoneczna, jednak gdy dzieliły mnie od niej raptem 2 metry, czyste niebo zasłoniła gruba warstwa chmur. Zatrzymałem się. Z tej odległości widziałem, że jest smutna. Odważyłem się odezwać.
-Isabell??
Nie odpowiedziała mi, więc stwierdziłem że to tylko wizja.
Nagle uderzył piorun w stojącą Isabell, która po chwili znikła! Jak to możliwe?! Gdzie się podziała?! Byłem oszołomiony. Czy tak umarła?? Jednak i ja po chwili się przeniosłem. Teraz nie stałem już na polanie w parku, lecz na... boisku szkolnym?! Rozglądałem się dookoła, ale faktycznie tu jestem! Tyle że to nie boisko, które znam. Co jest grane?! Dostrzegłem ją rozmawia z jakimś chłopakiem, który wygląda mi na niezłego kujona. Uśmiałem się w głębi duszy. Postanowiłem podejść bliżej, bo być może coś usłyszę. Udało się! Nic jednak w tym ciekawego, on gada o czymś, a ona się uśmiecha. Czyżby to jej chłopak?? Niema w nim nic ciekawego. Ubrany jest w przeciętne ciuchy, koszula w kratę zapięta na wszystkie guziki, spodnie dżinsowe i w dodatku te okulary! Odruchowo spojrzałem na Isabell, w prawej ręce trzyma jakiś podręcznik, a na nadgarstku widnieje krysztalik, który mieni się w promieniach słońca. Niewątpliwie jest to bransoletka. Jest on niewielki, ale za to przykuwający uwagę. Dlaczego akurat on?? Nagle przypomniałem sobie dzisiejsze grzebanie w dokumentach i te słowa. "Któryś odziedziczy po swoim bracie kryształ. Albo dostanie własny..."
Ta błyskotka oznaka Wstąpienie?! Umarła jak mój brat... To straszne, co to całe "Wstąpienie" robi z aniołami. Miałem dość tej wizji.


Otwieram oczy, a przed nimi widzę klękającą przy mnie mamę. Myślę co się stało?!
-Dzięki Bogu, obudził się! Synu tak się bałam o ciebie.
-Niepotrzebnie jak widać nie chcą mnie jeszcze.
-Haha... Napędziłeś nam stracha braciszku.
-Ile tu leżałem??
-Z jakieś 20-30 minut, a co nie miałeś zegarka??
-Przestańcie... Dominic'u co widziałeś?? - Spytał mnie mama
Przez dłuższą chwile zastanawiałem się czy powiedzieć, ale z drugiej strony po to to zrobiłem. Spojrzałem na matkę Isabell. Była pełna obaw. Nie wiedziała co ma myśleć o tym wszystkim. Postanowiłem nie wstawać tylko mówić tak jak tu siedzie.
-A więc... Zeszła na ziemie i....
-Mów wszystko co widziałeś najmniejsze szczegóły są teraz ważne. - Powiedział dyrektor, był zmieszany. Przymknąłem oczy i wykrztusiłem to z siebie.
-Doznała "Wstąpienia"
-Nie, nie to niemożliwe! Nie moja córka, przecież to... - Jej matka się rozpłakała.
-Wiem co widziałem! Na jej nadgarstku była bransoletka z kryształem! Nasz brat też miał kryształ... - Puściły mi nerwy. Louise spojrzał się na mnie pytająco i błagalnie.
-Coś ty powiedział?!
-To co słyszałeś tato. Wiem o śmierci brata już prawie że wszystko! Kryształ, Wstąpienie...
-DOŚĆ! Skąd to wiesz?! - Ojciec się wściekł.
-Mam swoje sposoby. - Odpowiedziałem dumnie.
-To teraz nieważne John, zginęła kolejna osoba, która doznała tego... Co mam teraz zrobić?? - Dyrek się przeraził.
-Nie martw się, Michael umarł bo był durniem, a ona... - Powiedział ojciec zwracając się do dyrektora.
-A ona przez przypadek?! - Oburzyłem się.
-Chwila, chwila tato czy ty przed chwilą powiedziałeś że nasz brat zasłużył na śmierć?! - Spytał zaskoczony Louise.
-Tak... Gdyby postępował zgodnie z regulaminem żył by do tej pory. To jasne! - Odpowiedział mu ojciec.
-Dobra, to jakaś szopka! Dominic idziesz??
-Pewnie. Też mam dość. Wiesz gdzie chce pójść??
-No??
Ziemia, pomyślałem. Brat się uśmiechnął.
-Nawet nie wiesz jak chce ich odwiedzić!
Domyślam się. Chodź. Ruszyliśmy ku wyjściu, mama coś do nas mówiła, ale nie mieliśmy zamiaru jej słuchać. Wyszliśmy z piwnicy, na wprost od schodów było wyjście. Drogę przeciął nam Thomas.
-Dokąd??
-Na spacer - Odpowiedział Lousie
-Dominic??
-Spacer... 
-Dobra, ale nie róbcie bałaganu na tym "spacerku" jasne?? - Uśmiechnął się pogodnie.
-Tak jest! - Powiedziałem.
Pozwolił nam wyjść, odetchnęliśmy więc z ulgą. Wszystkie lekcje się już skończyły, dlatego spokojnie mogliśmy udać się na odwiedziny do tego chłopka z wizji. Louise ubrał czarne okulary i narzucił kaptur. Zrobiłem tak samo. Posłaliśmy sobie uśmieszki i przenieśliśmy się do innego wymiaru.
~ Lightning ~

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział III

Samantha

~ ~ ~ 

Jazda samochodem od domu Sam do ich "zakątka", nie trwała długo. To raptem 3 km. Pogoda nadal sprzyjała, nie zapowiadało się na jej pogorszenie...
Całą drogę rozmawialiśmy. Gdy już dojeżdżaliśmy prawie na miejsce. z daleka rzuciła się mi w oczy kurtka Marthy. Była koloru pomarańczowego, ale strasznie rażąca. Nasz zakątek nic się nie zmienił, fontanna stała na środku czyli tam gdzie było jej miejsce. Wokół był mały lasek i mnóstwo ławek, na których było można usiąść. Pamiętam jak w pierwszej klasie liceum znaleźliśmy to miejsce. Wyglądało na opuszczone, raczej nikt tu nie przebywał przez parę ładnych lat. Dla nas to było idealne miejsce do spotkań, wystarczyło tu tylko posprzątać i gotowe, a to nam zajęło niecały tydzień. Chętnie wracam do tego wspomnienia, bo efekty naszej pracy są widoczne do dziś.
-Hej Sam! -Krzyknęła Martha. Sprowadziła mnie tym do teraźniejszości.
-No hej wszystkim. Długo już tu jesteście??
-Nie raptem 20 minut, ale przez ten czas pomyśleliśmy co będziemy robić. Chodźcie.
No tak przypomniałam sobie, że nadal siedzę w samochodzie. Otworzyłam więc drzwi i wysiadłam.
-Jak myślisz co kombinują?? - Spytał mnie Rafael
-Nie mam pojęcia, ale wiesz jacy ani są. Pewnie coś spontanicznego, a ja nie mam zamiaru zostawać do późna.
-No tak, wspominałaś o rozmowie z mamą - W jego głosie zabrzmiało to jak śmianie się.
-Dobra chodźmy.
Ruszyliśmy więc w stronę naszej paczki. Mijaliśmy fontannę, na którą spojrzałam i szczerze mówiąc wolała bym na niej usiąść niż iść na ławkę. Słoneczko świeciło prosto na nią, więc można by było się wygrzać siedząc na niej. Ławki były w cieniu, a miałam go już dość. Za bardzo przypominał mi o wspomnieniach smutku w moim życiu. Zatrzymałam się na chwilę przy niej.
-Coś nie tak?? - Spytał zaniepokojony Rafael
-Nie po prostu się zamyśliłam, wszystko gra.
-Na pewno??
-Tak, możesz być spokojny
Posłałam mu serdeczny uśmiech, ale gdy tylko się odwrócił on zniknął. Poszłam za nim. Gdy staliśmy już obok reszty, nie miałam ochoty siadać, wolałam postać obok. Mój dzisiejszy humor prysnął. Wszyscy się śmiali, dobrze bawili, tylko ja jakoś już nie potrafiłam. Lecz naglę poruszyli temat, który mnie zainteresował.
-Ej słuchajcie w ogóle jaka afera! - Odezwała się Martha - Sam napisałam rano Esa, ale wy chyba jeszcze nie wiecie. W nocy popełnij samobójstwo ten dziwak wiecie, ten Luke cały. Ponoć skoczył z dachu własnego domu, a jego matka usłyszała jak upadł z wysokości drugiego piętra. Jezu to musiał być paskudny widok!
-No dobra, ale dlaczego skakał?? - Wtrącił się Rafael
-Uczył się latać! Haha... Głupek do potęgi.
To było wstrętne co oni mówili na jego temat. Przecież on już nie żył, należało się mu trochę szacunku. Na końcu nawet Rafael zaczął się śmiać. Nie mogłam tego znieść, więc wstałam i ruszyłam drogą, którą przyjechaliśmy. Bez słowa pożegnania po prostu szłam przed siebie.
-Hej, hej a dokąd to się wybieramy?? - Dobiegł do mnie  Rafael i zatrzymał mnie -  Nie powiesz chyba że go lubiłaś?? 
-Nie mogę słuchać tego jak śmiejecie się ze zmarłej osoby! Na Boga on zasługuję na szacunek nawet jeśli macie go za świra!
Nagle poczułam na sobie wzrok wszystkich.
-To ty go lubiłaś?? - Odezwała się Martha
-A nawet jeśli to co?! Mam dość wracam do domu, miłej zabawy...
Nikt już mnie nie zatrzymywał. Rafael zszedł mi z drogi. Czyli to tak już miało wyglądać?? "Zadajesz się z niższością to jesteś nikim"?? Ałć... Tyle lat, a oni po prostu się ode mnie odwrócili. Byłam wściekła. Wyszłam z domu parę minut po 11, a już o 12 wracałam. To nie w moim stylu. Nie miałam ochoty tłumaczyć się mamie "dlaczego to ja tak szybko do domu wróciłam", postanowiłam więc iż odwiedzę matkę Luka. Bałam się tego spotkania, nie wiedziałam czy w ogóle będzie chciała ze mną rozmawiać. Ale musiałam ją wesprzeć w tych ciężkich chwilach. Ja czułam się koszmarnie po stracie ojca, to jak musiała się czuć kobieta która straciła dziecko...

~ ~ ~ 


Stałam przed drzwiami domu zmarłego Luka. Już wyciągałam rękę by zapukać. W ostatnim momencie zwątpiłam czy aby na pewno powinnam tu przychodzić. Cofnęłam rękę, ale było już za późno, kobieta otworzyła drzwi. Ogarnęła mnie lekka panika. Nagle nie wiedziałam co mam powiedzieć. Ona zrobiła to pierwsza.
-Samantha?? Dziecko co cię tu sprowadza??
Walczyłam z sobą by móc w końcu się odezwać. Patrzyła na mnie tak jakby widziała przed sobą idiotkę, która nie wie czego chce. W końcu wykrztusiłam z siebie zdanie.
-Słyszałam co się stało. Bardzo mi przykro. Mogę coś dla pani zrobić??
-Jesteś dobrą dziewczyną, wszyscy uważają że to był wariat, a ty tu przychodzisz i pytasz czy możesz coś dla mnie zrobić. Kochanie lepiej nie przychodź tu bo nie długo oni zaczną mówić, że ty zaczynasz wariować. - Patrzyła się na mnie, w jej oczach pojawiały się łzy, a ja czułam się nieswojo. Pytanie co dalej?? Przyszłam by dowiedzieć się czegoś więcej niż głupot, ale jak miałam ją o to spytać skoro była w takim stanie emocjonalnym??
-Dobrze skoro już przyszłaś to wejdź
Nie zastanawiałam się długo, tylko weszłam do środka. Przeszłam od razu do salonu. Był śliczny, taki jakim go zapamiętałam. Nie wiem czego się spodziewałam. Szarości, a może pokój zasypany kwiatami?? Zawsze był tu specyficzny zapach świeżych owoców. Usiadłam więc na kanapie w kwiaty, która stała tuż obok schodów na górę. Ściany były koloru beżowego, coraz częściej go widywałam.
 Co było przytłaczające.
-Napijesz się herbaty?? - spytała kobieta
-Tak chętnie. - Odpowiedziałam
Zaparzenie herbaty zajęło jej raptem dwie minuty. Postanowiłam więc nie czekać dłużej tylko przejść do rzeczy.
-Przepraszam, ale wie pani dlaczego to zrobił??
Kobieta nie odpowiadała przez dłuższą chwile. 
-Nie rozumiem dlaczego. Przecież niczego mu nie brakowało. Miał mnie, ciebie a mimo to się zabił. Co go opętało z tym lataniem!
-Lataniem?? Chciał latać??
-Tak... Twierdził, że on też może być Aniołem. Nie wiem o co mu do końca chodziło. Pewnie przeczytał o tym jakąś książkę i... -Nie dokończyła, ale ja wiedziałam co ma na końcu języka. 
-A wspominał pani o tym "lataniu"??
-Oj nieraz. Zaczęło się to od zeszłego piątku. Chodził zamyślony, a gdy już go spytałam o co chodzi uśmiechał się i mówił, że "nigdy nie marzył o czymś równie pięknym". A może ty wiesz o co mu chodziło?? - Kobieta nabrała dystansu, jakbym była czemuś winna.
-Ja?? - Byłam zdziwiona, owszem rozmawialiśmy, ale nigdy nie wspominał o lataniu czy "Aniołach". Działo się to od 5 dni, to wiele wyjaśnia. Dlatego odwołał korki z chemii i nie chciał się spotkać!
-No tak. To po spotkaniu z tobą na następny dzień się dziwnie zachowywał - Fakt jakby się zastanowić to ja z nim ostatnia rozmawiałam. Ale przecież nie było w ogóle takiego tematu!
-Nie rozmawialiśmy na temat latania.
-Więc nie wiem co mu się stało. Wybacz, ale muszę się zbierać mam coś do załatwienia.
-Rozumiem - Wiedziałam, że to miało mi delikatnie dać do zrozumienia, iż powinnam już sobie iść. Pożegnałam się i wyszłam. To było dla mnie chore. Jedyna osoba, która wiedziała o co chodzi nie żyje. Utknęłam na tym etapie. W dodatku nie mam z kim pogadać. Pozostało mi tylko wrócenie do domu. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam.


~ Lightning ~

piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział II

Dominic

~ ~ ~

Dziś jest piękne, słoneczne popołudnie, godzina to za dziesięć jedenasta. Widzimy Akademię Iskry Światłości, która znajduje się w samym centrum miasta Wonderland. W tym mieście są sami Aniołowie których jest najwięcej, potem zaś wiedźmy i wojownicy. Akurat teraz trwa piąta lekcja. Znajdujemy się w klasie od historii, w której to przebywa Dominic i Louise Devil. Dwaj bracia zżyci ze sobą i zaprzyjaźnieni. Ta lekcja ciągnie się dla nich w nieskończoność...
Czas leci, zegar stoi, myśli krążą wokół jednego... Spojrzał się... Obserwuję nas... I wreszcie usłyszałem upragniony dźwięk... Dzwonek! Wszyscy poderwaliśmy się jakby dzwoniło poinformować nas o pożarze. Pierwszy wyleciał Louise, ja za nim. Widziałem go jak stoi oparty o szafkę Emily. Dziwie się że do tej pory opiera się jemu. Jednak jej tam nie ma. Najwidoczniej czeka za nią.
-Słyszę cię Dominic...
No jasne zapomniałem, że umiesz odczytać myśli. Gdzie twoja śliczna??
Nagle odezwał się ktoś zza moich pleców. To był Thomas. Bezszelestnie przemieścił się z końca szkoły, to dopiero prędkość.
-Śliczna jest tylko jedna, pamiętaj. Jego może być ewentualnie ładna...
Haha... Louise zdenerwował się i momentalnie obrócił się w naszą stronę. Czułem, że próbuje nas zahipnotyzować, ale ktoś odpychał jego czar.
-Ile razu mam cię Louise uczyć byś nie używał mocy przeciw swoim ślicznym braciom??
-Ślicznym?! Ja jestem śliczny, oni jedynie robią za moje tło.
Pojawił się na jego twarzy szatański uśmieszek, który miał nas upokorzyć. Nie udało się mu, bo wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Narzucił kaptur, wsadził ręce do kieszeni i poszedł. Znam go, powstrzymywał się by nas nie ukarać, ale wiedział że przy Kate nie ma szans na atak. Obejrzałem się na brata, ale gdy zobaczyłem jak obejmuje Kate, sam musiałem narzucić kaptur i pójść jak najdalej od nich. Chwila... Nie poszedł, dlatego że nie mógł wytrzymać, tylko wiedział iż będą się obściskiwać! Cwaniak. Nie ostrzegł mnie! Policzę się z nim. Odruchowo znów na nich spojrzałem i zapomniałem, że Thomas też może czytać w myślach. Patrzył na mnie swym wzrokiem kata. Biedna Kate nie wiedziała o co chodzi.
-Mówiłem jak bardzo nienawidzę cię i Louisa??
-Z jakieś milion razy, ale kto by się tym przejmował!
Uśmiałem się i szybko prysnąłem stamtąd, bo wiedziałem że mogę oberwać...
-No i słusznie! Zazdrościcie mi i tyle! Świry...
Chryste, ale to denerwujące, te całe czytanie w myślach!


~ ~ ~ 


Miałem jeszcze 3 lekcje, ale jakoś mnie to nie interesowało. Poszedłem więc do sali, w której nie miało być w tych godzinach żadnych lekcji. Przed salą zobaczyłem Louisa.
-A ty nie na lekcjach?? Przecież jesteś taki uczynny i kochany... - Powiedział Louis.
-Bardzo zabawne. Nie mogę znieść dzisiejszego dnia, a po za tym Thomas obrzydził mi cały dzień, przez ciebie! - Odpowiedziałem.
-Oj tam nie miałem jak ci tego przekazać... Sam wiesz on czyta, a ty nie.
-Najlepsza wymówka.
-Dobra sorry, na przyszłość będę bardziej o ciebie dbał... - Powiedział z ironią.
-Dzięki. Co ty tu robisz?? 
-Emily będzie tędy przechodzić za jakieś 3 minuty.
-Uparta jest, tak jak ty.
-Ciii... Chyba idzie. Won mi stąd!
Poszedłem jak najdalej od nich. Wiedziałem, że w domu nie mam czego szukać, bo za szybko wróciłbym. Nogi mnie niosły tam gdzie chciały. Postanowiłem iść przed siebie. Zszedłem zatem do piwnicy. Za daleko nie doszedłem bo zatrzymałem się przed drzwiami, na których było napisane "Historia Wstąpienia". Ojciec często mówił coś o tym całym "Wstąpieniu", ale nigdy nie brałem tego na poważnie, twierdził że jesteśmy za młodzi na to. Ale teraz jednak chciałem się dowiedzieć czegoś więcej. Nasłuchałem czy aby na pewno nikogo w środku niema. Złapałem za uchwyt, który w ogóle nie przypominał klamki, no ale cóż. Drzwi otworzyły się same. Było ciemno, więc wyczuwając gdzieś w pobliżu pułapkę na ciekawskich uczniów, postanowiłem użyć Blasku* niż zapalać normalnie światło. Pomieszczenie było bardzo obszerne bo mój Blask nie starczył na całą jego powierzchnię. A to się nie zdarza za często. Podszedłem do pierwszego lepszego zbioru ksiąg. Wyciągnąłem jedną, najgrubszą gdy naglę na podłogę spadła teczka. Odłożyłem więc księgę i podniosłem to co upadło i otworzyłem. W śro dku były same papiery jakiś uczniów Akademii. Chciałem już odłożyć to na półkę, ale coś przykuło moją uwagę. Na jednej z kart widniało nazwisko Devil. Jednak imię nie pasowało, ani do ojca, ani do żadnego z rodzeństwa. Po chwili zorientowałem się o kogo chodzi. To mój brat, który zaginął 85 lat temu! Ale nie to mnie tak zaniepokoiło. Było tam coś jeszcze...
"Michael Devil, lat: 179, wiek Wstąpienia: 177, opinia dyrektora: Poległ..."
To dlatego zniknął! To przez to całe "Wstąpienie". Co to w ogóle jest?! Wnioskuję po tym, że jest niebezpieczny etapem naszego życia. Musiałem się rozejrzeć, chciałem wiedzieć więcej na temat brata czy nawet tego kolejnego etapu. Przeszukiwałem wszystko począwszy na księgach skończywszy na biurku. Bingo! W jednej szufladzie znalazłem stary dziennik. Otworzyłem i przewertowałem go. Natrafiłem na coś w stylu zwierzenia.
"To straszne. Kolejny uczeń zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach. Rada Światła zaczyna się tym coraz więcej interesować. Mogą nawet zamknąć moją szkołę. Przecież to nie moja wina, że uczniowie doznają Wstąpienia w tak nieodpowiednich momentach swojego Anielskiego życia. Niestety to nieusprawiedliwienie, tak mi mówią. Michael był jednym z najgorszych uczni, którzy potrafią wiele, ale wykorzystują to nie tak jak powinni. Chciałem go wygnać. Chciałem ukarać. Ale los był szybszy niż ja. Co się teraz stanie z jego podopieczną?? Niewinny człowiek ma umrzeć przez głupstwo Anioła?? Nie pozwolę na to! Nikt więcej nie umrze. Będę uczył kolejne pokolenia Devil'ów. Któryś odziedziczy po swoim bracie kryształ*. Albo dostanie własny..."
Nie mogłem uwierzyć w to co czytam. To straszne wydarzenie czeka każdego z nas, a rodzice nie raczyli nas o tym poinformować! Możemy umrzeć lub zostać wygnani. To się w głowie nie mieści. Brat umarł, nie wiadomo z jakiej przyczyny... Dowiem się z jakiej. Muszę tylko znaleźć kogoś z tamtych czasów.
Nagle usłyszałem czyjeś kroki. Musiałem się stamtąd szybko wynosić inaczej miał bym problemy i zero możliwości odkrycia prawdy. Pośpiesznie wyszedłem zamykając po cichu za sobą drzwi. Skryłem się za zakrętem. To był sekretarz. Dyrek go szanował i cenił sobie jego zdanie, nie rozumiem czemu przecież to nadęty śmiertelny! Nienawidzę śmiertelnych więc nie mogę sobie też wyobrazić, tego że mógłbym się jednym opiekować. To będzie horror, ale nie dla mnie tylko dla tego kogoś! Gdy sekretarz wszedł do jednej z sal, ruszyłem ku schodom i udałem się pod klasę, w której miał Louise lekcje. Pomyślałem o tym wszystkim co przeczytałem by miał już zarys tego co musimy zrobić. Tak jak myślałem odczytał moje myśli błyskawicznie. Natychmiast zaczął szeptać wiedząc, że to słyszę.
-Niegrzeczny braciszek...
Pomożesz, czy mam radzić sobie sam?! Pomyślałem...
-Dobra nie gorączkuj się tak. Pewnie, że pomogę wiesz jak ja lubię takie akcje! Od czego chcesz zacząć??
Musimy dorwać kogoś kto znał naszego brata. Wtedy wystarczy, że go dotknę i dowiem się całej prawdy. Musze ją poznać. Przyznaj, to ciekawe.
-Raczej obrzydliwe. Ja i śmiertelny! Musimy coś zrobić bo jak doznam tego śmiesznego "Wstąpienia" to mnie szlag trafi. Wybiję całą to szkołę, oszczędzając oczywiście piękność...
Skup się brat! Za ile kończysz??
-Co ty planu nie znasz?! Nie wcześniej niż za godzinę
Cholera! Nie wytrzymam godziny w niepewności.
-Ja też nie...
Wyczułem w jego głosie podstęp. Czułem, że już coś kombinuję, ale w tym wypadku podobało się mi to.
-Masz stu procentową rację!
Usłyszałem jak podrywa się z krzesła i rusza w stronę drzwi. Nauczyciel zwrócił mu uwagę.
-Louise, dokąd się wybierasz??
-Musze się przejść, duszno tu...
Minutę później wyszedł zadowolony z klasy. Jego oczy były czarne niczym atrament.
-Zahipnotyzowałeś go?!
-No co, chcesz pomocy?? To nie narzekaj tylko się ciesz OK??
-Dobra w tej sytuacji faktycznie pasuje mi to. Nawet bardzo.
Nasze szatańskie uśmiechy oznaczały, że planujemy sporo złego.




Blask - Magiczne światło oświetlające bardzo duży obszar, najczęściej pojawiające się na wewnętrznej stronie dłoni...
Kryształ - otrzymują go anioły które doznają tak zwanego "Wstąpienia", w nim znajduję się podopieczny, którym to muszą się opiekować. To ich obowiązek inaczej słabi umierają, a silni zostają wygnani...


~ Lightning ~

czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział I

Samantha

~ ~ ~

Jesteśmy w mieście Stamford, w którym mieszka Samantha Rawley. To młoda 17 latka, mieszkająca wraz z matką. Ojciec zmarł, gdy miała 12 lat. Jej brat wyprowadził się z domu do swojej narzeczonej Stephani i córki Laury. Sam śpi w swoim pokoju...
     Otwierając oczy ujrzałam promienie słońca wpadające przez moje okno. Oświetlały moją lewą rękę oraz ją ogrzewały. Przyjemne uczucie. Rozejrzałam się po pokoju jak miałam w zwyczaju spojrzałam na ścianę, na której znajdowała się masa zdjęć moich, mojej rodziny, chłopaka i paczki bez której obecnie nie mogę żyć...
Nigdy nie przeszło by mi przez myśl, że mogę to kiedyś stracić...
Idealnego chłopaka, idealnych przyjaciół, a nawet rodzinę. Nie miałam czasu zajmować się czarnymi myślami, jednak dziś rano ta myśl stanęła mi przed oczami. To było straszne uczucie, natychmiast się otrząsnęłam i w pośpiechu wstałam z łóżka. Pobiegłam prosto do łazienki. Jak co rano umyłam zęby, uczesałam się i ubrałam, wracając do pokoju zerknęłam przez okno. Nic się nie zmieniło mój brat bawił się z córką, a obok nich była jego narzeczona... Chwila, przecież to właśnie się zmieniło. Mój brat wrócił!
Zbiegłam szybko po schodach. Gdy znalazłam się na dole zatrzymała mnie mama. Jak zwykle miała na sobie śliczną koronkową bluzkę i idealnie pasującą do tego spódnicę. W holu był zapach świeżych kwiatów, które zrywała o poranku z łąki, niedaleko naszego domu.
-Kochanie dokąd ci tak śpieszno??
-Mamo! Przez okno chyba widziałam Stefana, jego córkę i Stephani... Czy oni naprawdę tu są czy mam omamy!?
Mama uśmiechnęła się pogodnie. Zwątpiłam...
-Tak skarbie, przyjechali o piątej rano. Nie mieliśmy sumienia cię budzić, zważywszy na to o której moja panno wróciłaś...
-Mamo wiesz co? To ja się pójdę przywitać! Narka...
Wolałam wyjść nim by się mi oberwało, za to że wróciłam po północy. Już miałam złapać za klamkę drzwi frontowych, gdy naglę poczułam ból i nie wiedząc kiedy znalazłam się na podłodze. Jak się szybko okazało to mój własny brat. Szybko do mnie podszedł, ale słyszałam cichy śmiech. Za nim weszła Stephani wraz z córką Laurą. Kto by pomyślał, że bez ślubu a już dziecko. Skoro mojej mamie to nie przeszkadzało to był to chyba dobry znak. Mała Laura jest słodka, ma dopiero 4 latka, ale potrafi już naprawdę wiele. Co do Stephani to niezbyt za nią przepadałam, zresztą odnosiłam wrażenie że i ona za mną nie przepada. Według mnie to rozpuszczona blondyna myśląca tylko o kasie. Ale niby czemu miała bym mówić o tym bratu?? Znając go szybko znalazł by coś na Rafael'a. Moim zdaniem on nie ma żadnych minusów, mama go lubi, a to chyba najważniejsze. Przynajmniej tak mi się wydaje. Poczułam jak ktoś dotyka mojej ręki. więc szybko oderwałam się od rozmyśleń. To był Stefan...
-Siostra wszystko OKEY?? Wiesz że nie chciałem, nawet tego nie planowałem...
Wyczuwałam, że powstrzymuje się od śmiechu. Co jest zabawnego w tym, że uderzył mnie drzwiami!?
-Wszystko gra...
-Boli cię coś??
-Wszystko gra...
-No chyba jednak nie skoro powtarzasz ciągle to samo!
-No wybuchnij w końcu śmiechem, bo to irytujące wyczuwając, że i tak się w podświadomości śmiejesz, serio!
No i roześmiał się. Po chwili sama zaczęłam. Zamiast się z nim witać to byłam na niego zła, to niedorzeczne. Podniósł mnie z podłogi na którą upadłam. Nic już mnie nie bolało więc przeszłam do witania się.
-A tak w ogóle to ciesze się że cię widzę... Nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłam staruszku.
-Hey! Nie jestem staruszkiem!
-Jesteś, jesteś... Ty masz dziecko i 25 lat, ja natomiast 17 i brak potomstwa.
-Oj jak ja tęskniłem za tym twoim humorkiem, chodź do mnie...
Przytulił mnie do siebie. Było tak jak sobie wyobrażałam jego powrót. Miałam nadzieję że będziemy mieli czas tylko dla siebie i będzie jak za dawnych lat, czyli granie w butelkę, wspólne wyjścia... Choć z drugiej strony miał teraz dziecko więc małe szanse na nasze wspólne wyjście, ale pomarzyć zawsze można.

~ ~ ~

Po tym wszystkim poszłam do siebie. Znalazłszy się w środku pokoju usłyszałam dzwoniący telefon, który leżał na stoliku nocnym tuż obok lampki i lektury którą powinnam była przeczytać już dawno temu. Ona nie jest interesująca, same istotny nadnaturalne, a one nie istnieją. Wole żyć w świecie realnym, niż w bajce. Nie jara mnie fikcja. Telefon przestał dzwonić, co oderwało mnie od myślenia o tym. Zobaczyłam, iż jest aż sześć nieodebranych połączeń i 2 nieprzeczytane wiadomości...
Któż inny mógłby dzwonić jak nie Rafael i moja kumpela Martha. Wiadomości również były od nich.
Pierwsza była od niego...
"Hey skarbie, co porabiasz?? Może wyskoczylibyśmy gdzieś sami lub z naszą paczką?? Rafael"
Druga natomiast od niej...
"Nie zgadniesz co się stało! Luke, wiesz ten walnięty, umarł dziś w nocy. Ponoć skoczył z dachu własnego domu, myśląc że umie latać! Haha... Chore, co nie??"
Nie mogę w to uwierzyć. Przecież to bez sensu, znałam go, to dobry chłopak. Samotny, zagubiony i zamknięty w własnych świecie, ale to nie jego wina, nikt go nie rozumiał, ale jestem pewna że nie popełniłby samobójstwa! Nie on... W dodatku napisała, że "próbował latać". To chyba żart! Co sobotę rano chodziłam do niego i pomagałam mu w nauce, przy okazji z nim gadałam, nie rozmawialiśmy nigdy o lataniu czy czymś takim... To smutne, co musi przeżywać jego matka. Lubie pomagać takim innym ludziom, do których nikt nie podchodzi na przerwach i w ogóle.
Postanowiłam zadzwonić do Marthy, by upewnić się że nie kłamie, ale gdy miałam wybrać jej numer nagle telefon zadzwonił, to był mój chłopak. Szybko odebrałam.
-Hej, co słychać??
-No hej właśnie miałam dzwonić do Marthy.
-Więc przeszkadzam??
-Nie no coś ty od razu po niej, zadzwoniłabym do ciebie. Stęskniłam się... I odpowiadając na twoją wiadomość: "Tak, z chęcią bym wyszła, ale z całą paczką."
-Też się stęskniłem i dlatego zaoferowałem spotkanie. A więc o której i gdzie??
-Może tak za godzinkę w naszym zakątku??
-Okey, ale mógłbym po ciebie wpaść jeśli tylko chcesz...
-Pewnie! A i jeszcze jedno mój brat wrócił i wiesz jak na ciebie reaguje... Mógłbyś nie pukać, proszę??
-Heh... Już wszystko jasne dlaczego nie odbierałaś. Pewnie zadzwonię jak będę pod twoim domem.
-Okey. Kocham...
-Ja też.
 Rozłączyłam się i wsadziłam telefon do tylnej kieszeni. Zawsze bolało mnie to, że nigdy sam nie użył tego określenia "kocham". Przyzwyczaiłam się lecz miałam nadzieję, iż kiedyś jeszcze to od niego usłyszę. Zaczęłam się szykować, stanęłam przed lustrem przejrzałam się. Stwierdziłam że to co mam na sobie jest odpowiednie na wyjście z domu. Krótkie spodenki, bluzka z ramieniem odkrytym, a pod nią oczywiście czarna bluzka na ramiączkach. Pomyślałam że jedyne co mi tu nie pasuje to fryzura. Złapałam więc grzebień i uczesałam się od nowa. Grzywka standardowo na bok prawy i trzeba było jeszcze przedziałek poprawić. Ubrałam buty, narzuciłam bluzę, miało być ciepło, ale zapowiadano nagłe pogorszenie się pogody. Jako dodatek okulary przeciwsłoneczne. Dla pewności jeszcze raz stanęłam przed lustrem. Podobałam się sobie, włosy prawie że do pasa, ulubiony top i buty... Nie miałam już czego zmieniać czy poprawiać. Więc nie zwlekając ruszyłam na dół. Przeszłam kuchnię i poszłam prosto do salonu. Wzięłam pierwszą lepszą gazetkę i usiadłam na beżowej sofie. To pamiątka po tacie. Pamiętam jak wszyscy razem pojechaliśmy kupić nową sofę. Mamie podobała się bordowa, tata natomiast nie mógł znieść jej wyboru więc szybko znalazł idealną dla siebie. Zresztą mi i mojemu bratu szybko jego wybór przypadł do gustu. Beżowa idealnie pasowała do naszego salonu. Nawet mamie się ona spodobała. W tedy tata mnie przytulił i powiedział, że co weekend będziemy na niej siadać i oglądać TV. Wtuliłam się. Tęsknie za nim, ale nikt mi go nie zwróci...
-Siostra, mama się kazała spytać jaki obiad ma zrobić??
Byłam tak zamyślona, że nawet nie słyszałam co do mnie mówi
-Halo?!
-Am... co?
-To ja się pytam co chcesz na obiad?? Czy mi się zdaję czy ktoś tu odpłynął daleko i nie wie na jakiej planecie żyje...
-Ha...Ha... Bardzo śmieszne. Zamyśliłam się po protu, niemożna??
-Nie wiem. Nie było mnie przeszło trzy lata, ty mi powiedz.
Jego uśmieszki były słodkie, ale zarazem irytujące. Lubił ze mną pogrywać, w tej kwestii się nic nie zmieniło, chociaż to. Naglę weszła mama zniecierpliwiona.
-Dowiem się co mam zrobić na ten obiad?!
-Mamo, tak właściwie to ja nie zostaje na obiedzie... Wychodzę ze znajomymi na miasto i...
-O nie ma mowy! Przypomnieć ci że masz karę??
-Mam karę?! Nic mi nie wiadomo na ten temat. Od kiedy i jaką niby??
-Od dziś rana kiedy to chcąc uniknąć rozmowy brat uderzył cię drzwiami. Pamiętasz? A kara jest taka, iż masz szlaban na co najmniej dwa tygodnie.
-ŻE CO?!
Podniosłam się z kanapy tak szybko, że gazetka która leżała na moich kolanach upadła na podłogę. Mój brat był podparty na fotelu łokciami i przyglądał się temu wszystkiemu. Byłam oburzona to przecież jeden jedyny raz i kara? O nie!
-Mamo przecież wiesz że nie zrobiłam tego celowo! Po za tym nie nabroiłam, nie wróciłam pijana, a w dodatku napisałam ci SMS'a z informacją późniejszego powrotu do domu. Więc na jakiej podstawie ten szlaban?!
Brat patrzył się na mnie wzrokiem, który do tej pory był mi obcy. Na twarzy mamy pojawił się uśmiech. 
-No dobrze. Faktycznie napisałaś, nie byłaś pijana i chyba nie nabroiłaś. Ale na przyszłość zadzwoń skarbie wolałabym usłyszeć twój głos niż martwić się czy to aby na pewno ty napisałaś tą wiadomość. Dobrze?
-Będę pamiętać: dzwonić, nie pisać. Da się zrobić.
Przytuliłam mamę z tej radości. Nie pokazywałam jej zbytnio, by mama czasami nie zmieniła zdania. Spojrzałam na brata, on był zapatrzony w punkt gdzie stałam dwie minuty temu. To było dziwne. Jak by się zamroził czy coś. Chciałam coś do niego powiedzieć, gdy nagle usłyszałam dźwięk komórki. Wiedziałam, że to Rafael dzwoni więc nie odebrałam tylko od razu ruszyłam w kierunku drzwi. Krzyknęłam mamie "do zobaczenia" i wyszłam. Samochód stał już na podjeździe. wsiadłam do niego i przywitałam Rafaela pocałunkiem. Ruszyliśmy na miejsce spotkania.


~ Lightning ~