czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział VII

Samantha

~
Trwa właśnie ostatnia lekcja Samanthy. Siedzi ona w klasie od historii
Pani Hethia prowadzi lekcję bardzo dobrze i zawsze słuchałam jej z zaciekawieniem, ale teraz jakoś byłam myślami gdzieś indziej. Rysowałam po zeszycie i zerkałam co jakiś czas na zegarek. Na mój pech Pani spytała mnie.
-Sam? Mogłabyś odpowiedzieć?
-Ja? - Zszokowała mnie.
-No na razie nie mamy więcej Sam w klasie. - Powiedziała żartobliwie. 
-Am... A jakie było pytanie... - Zapytałam cisząc głos.
Pani zamknęła oczy. Nie dziwie się jej zawsze odpowiadałam jako pierwsza w klasie, a teraz proszę o powtórzenie pytania. To nie w moim stylu. 
-Pytanie brzmiało: czy mogłabyś zrobić referat na dzisiejszy temat zajęć? - Otworzyła oczy i widać było że nie jest zła.
-Ooo jasne, na kiedy? - Musiałam udawać zadowoloną.
-Myślę że na środę. - Założyła swoje okulary i spojrzała w dziennik.
-Dobrze, zrobię go.
No świetnie, pomyślałam, teraz będę siedziała nad tym cholernym referatem! Nie miała mi kiedy go zadać tylko akurat dziś?! Dobra zrobię go dziś i będę miała spokój, zresztą i tak nie planuje wyjścia bo niby z kim.

~

Wychodząc ze szkoły widziałam jak Rafael jest oparty o swoje auto, a obok niego stoi Joe najlepszy przyjaciel. Nie chciałam na nich patrzeć więc ruszyłam do domu. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam muzę, ona zawsze mnie odrywała od codzienności. Słońce grzało mi plecy, zdjęłam więc arafatkę i wrzuciłam ją do torby. Postanowiłam jednak nie wracać jeszcze do domu, poszłam do miasta. Musiałam sobie kupić nowe trampki i jakąś czapkę. Weszłam więc do mojego ulubionego sklepu nie musiałam długo szukać idealnych butów. Ujrzałam je, były z czarnego materiału z dodatkami bieli. Powiedziałam dzień dobry sprzedawczyni która widywała mnie tu przynajmniej dwa razy w miesiącu. Usiadłam na taborecie i zaczęłam przymierzać buty. Pasowały jak ulał. Przeszłam się po sklepie by się upewnić, czy mnie nie upychają. Nagle sprzedawczyni pani Fang odezwała się do mnie.
-I co pasują? - Spytała z uśmiechem na twarzy. Chociaż ona miała dobry dzień.
-Tak są świetne, muszą być moje. - Obróciłam się, żeby pokazać jak się mi podobają.
-Hehe, to dobrze. Dla ciebie kochanie mam zniżkę za częste zakupy w moim sklepie. - Ona mówiła poważnie.
-O to miło, ale mogę zapłacić tą cenę. - W prawdzie nie były za tanie, ale miałam swoje oszczędności.
-Musisz ją przyjąć bo inaczej będziesz mieć absolutny zakaz kupowania tutaj! - Powiedziała w żartach.
-Przyjmuję, nie mogłabym zrezygnować z takiego sklepu. - Uśmiechnęłam się i podeszłam do kasy.
-Rozumiem że ich nie zdejmujesz?
-Nie, moje stare włożę do torby. - W sumie to miałam w niej już mało miejsca.. 
-To ja ci dam reklamówkę.  - Cieszyłam się z tej propozycji. Sięgała ją spod lady.
Podała mi ją i włożyłam moje stare buty do niej. 
-Twój brat wrócił czy przyjechał w odwiedziny? - Byłam zdziwiona, że w ogóle wie o jego istnieniu.
-W odwiedziny... Ale skąd pani wie?
-Bo był tutaj kupić buty dla swojej córki, która jest przeurocza.
-Aaa... no dobrze, ale skąd pani wiedziała, że to mój brat? - Zrobiłam zdziwioną minę.
-Była tu z nimi chyba jego żona i...
-Narzeczona! I chciałabym by tak zostało. No ale niech pani mówi. - Oparłam się o blat.
-No i mówili coś, że muszą jeszcze kupić coś dla mamy i Sam. Potem podeszli żeby zapłacić i spytałam go czy ty jesteś jego siostrą. 
-To wiele wyjaśnia, ale lepiej by było jakby mi nic nie kupował. Jest zacofany. - Mrugnęłam lewym okiem.
Uśmiała się z tego co powiedziałam.
-Do widzenia  i dziękuję za tą zniżkę. - Wzięłam reklamówkę z blatu i ruszyłam ku wyjściu.
-Nie ma za co. Do widzenia.
Ok, muszę jeszcze odwiedzić jeden sklep, pomyślałam. Nie był on daleko. Wystarczyło skręcić w lewo i od razu na rogu znajdował się sklep. Miasto może nie jest za duże, ale to co powinno mieć miasto, ma. Weszłam więc do kolejnego sklepu tym razem do sklepu z ciuchami. 
-Dzień dobry, ja tu zamawiałam czapki z daszkiem. doszły już?
-Dzień dobry, tak tak. Wczoraj była dostawa. Pani Rawley?
-Tak. Ile ich przyszło? - Zamawiałam kilka by wybrać jakąś.
-Jeśli dobrze pamiętam to 10.
-Aż tyle?! - Zszokowało mnie to. Spodziewałam się 4 maksymalnie 5, ale nie 10!
-No pomyślałam że może jak zostaną ktoś jeszcze kupi, więc zamawiałabym je regularnie.
-To ja bym regularnie tu przychodziła je oglądać, a może i nawet kupować! - Uśmiechnęłam się do niej.
-Dobrze. Proszę, czapki są na samym końcu wieszaków. - Wskazała palcem na kącik w sklepie.
-Dziękuję. - Odeszłam od niej i podeszłam do wieszaków.
Wybór był bardzo trudny bo wszystkie były fajne, no może prócz dwóch. Zdecydowałam się jednak na niebieską z jakimiś wzorkami na daszku, który był czarny. Wzięłam ją i podeszłam do kasy.
Wychodząc ze sklepu zauważyłam mojego brata i Laurę przy sklepie z kurtkami. Na co im kurtki gdy jest tak ciepło?? Postanowiłam do nich podejść. Mała już mnie zobaczyła, ale pokazałam jej palcem, iż ma być cicho. Zakradłam się do brata od tyłu i dwoma palcami dźgnęłam go w boki. Odskoczył, czyli zrobił to czego się spodziewałam. Natychmiast chwycił moje ręce i je ścisnął.
-Ała, to boli! - Gdy mnie natychmiastowo puścił, uderzyłam go w ramie.
-To też! - Śmiał się.
-Super też tak będę robiła! - Powiedziała mała Laura.
-Tylko się waż, to ja będę cie gilgotał... - Mówiąc to już zaczął.
-Dobrze, nie będę! - Wykrzyczała to.
-No ja myślę. - Gdy już ją zostawił spojrzał się na mnie.
-Nawet o tym nie myśl! - Pogroziłam mu palcem.
-Nie w głowie mi to. Już po lekcjach? - Zmienił szybko temat.
-Tiaa. Ten dzień, a właściwie jego początek był strasznie długi.
-Dla mnie nie. - Stwierdził pogodnie krzyżując ręce na piersi.
-A co takiego robiłeś? - Zaciekawiło mnie to.
-Mini zakupy i przechadzka po mieście. - Odpowiedział.
-Ta słyszałam, że rozmawiałeś z moją znajoma od butów.
-Haha tak, a co nie można? - Spytał dla żartów.
-Nie wiem... - Zamyśliłam się.
Brat zauważył, że mój humor jest bardzo zmienny.
-Wszystko gra sis?? -  Przejął się i włożył ręce do przednich kieszeni swoich spodni.
-Tak, po prostu miałam ciężki dzień i... - Nie dał mi skończyć.
-Chyba tydzień. Sam, widzę że coś jest nie tak. Jestem więc możemy zawsze pogadać, jak masz jakiś problem. - Liczył na to, że pogadamy o tym.
-Chyba każdy je ma. - Odwróciłam kota ogonem.
-Ale ty masz je większe. Przynajmniej wnioskuję po twoim zachowaniu. - On na prawdę się martwił.
-Zdaje ci się. - Odpyskowałam, nawet nie zwrócił na to uwagi.
-Na pewno nie chcesz pogadać??
-Jestem pewna. Dobra ja idę do domu. - Nie chciałam go już słuchać.
-To czekaj, my też zaraz idziemy. - Zaproponował licząc chyba na odmowę by móc drążyć temat.
-Dobra. - Musiałam się zgodzić bo znów zacząłby coś podejrzewać, a miałam tego już dość.
Przez jakieś 30 minut oboje milczeliśmy jedynie Laura się odzywała i musieliśmy jej odpowiadać. Nagle Stephani wychodzi ze sklepu. Co dziwne nie ma żadnej kurtki.
-To co wracamy do domu?? - Spytał brat.
-Oj tak mam już wszystko z mojej listy. - Chowała jakąś kartkę do torebki, którą miała w ręku.
-Świetnie... - Powiedziałam pod nosem.
-Coś mówiłaś sis?? - Uniósł jedną brew.
-Nie...
Gdy tak szliśmy do domu oni ze sobą rozmawiali ja natomiast szłam z małą Laurą za rękę. Gołąbeczki szli przodem, dzięki czemu mogłam przyjrzeć się Steph. Ubrana była w tunikę która ledwo jej tyłek zakrywała, ale nie powiem ładna była, taka szara z wycięciem na plecach. Z przodu natomiast miała malutkie czarne cekiny. Na nogach miała sandały na koturnie które nijak nie pasowały do tej tuniki. Włosy rozpuszczone. Ten blond sięgał jej do połowy pleców. Gdy pokazała coś palcem zobaczyłam że ma zrobione paznokcie. Bosz, ile ona musi pieniędzy na te bzdury tracić?! Ciekawe na jak długo przyjechali??
Przez to rozmyślanie nie zwróciłam uwagi kiedy doszliśmy do domu. Drzwi otworzył nam Stefan. Pierwsza weszła blondyna za nią Laura i potem ja, a to tylko dlatego że brat kazał mi wejść. Od kiedy jest dżentelmenem?? Zawsze się przepychaliśmy do drzwi. Byłam zmęczona, zapach kwiatów osłabił mnie. Zachciało się mi spać, ale wiedziałam że jak się teraz położę to nie wstanę do rana. A przecież muszę zrobić ten referat. SZLAK BY TO!!! Wykrzyczałam w myślach. Co jeśli bym go nie zrobiła?? W sumie...
-Ziemia do siostry! - Złapał mnie za ramiona i lekko potrząsnął.
-Co?? - Odpowiedziałam z nerwami.
-Mama cię woła... Pogadamy potem??  - Puścił mnie i zapytał ze smutkiem.
-Jakoś nie mam czasu. Kiedy indziej... - Zgrywałam obrażoną i poszłam do kuchni.
Tak, mama jest w kuchni i podgrzewa dla nas obiad.
-Wołałaś mnie?? - Ustałam obok lodówki podpierając się o nią.
-Wołałam. Mogłabyś rozłożyć naczynia?? - Kiwnęła głową na talerze stojące za nią.
-Pewnie.
-Wróciłaś razem z bratem?? - Spytała.
-Tak a co?? 
-A nic po prostu pytam. - Jej głos był cichy i brzmiał tak jakby się czymś martwiła.
Chwyciłam więc za talerze i powędrowałam z nimi do salonu. Brat już uszykował stół i krzesła. Pamiętam że gdy tata żył siadaliśmy razem przy eleganckim stole, ale odkąd go z nami nie ma siadamy raczej przy zwyczajnym.
-Rozłożysz je czy ja mam to zrobić?? - Spytał poddenerwowany. Chyba zaczęłam go denerwować swym zachowaniem.
-Ja to zrobię. - Zaczął mnie irytować.
Gdy już wszystko było gotowe poszłam do mamy by jej o tym powiedzieć. Kazała nam już usiąść do stołu. Ja usiadłam z brzega, brat koło mnie, na przeciwko mnie siedziała Stephani, a obok niej Laura. Mama już wchodziła z obiadem więc nikt się do siebie nie odzywał.
-Oooo czy ja dobrze widzę i czuję?? 
-Tak synu specjalnie dla ciebie zrobiłam rosół. Za często się on nie pojawiał. - Mama kładąc misę z rosołem na stół, spuściła głowę.
-Dlaczego?? - Stephani spytała.
-Odkąd Stefan się wyprowadził nie miałam dla kogo gotować. - Mama jej odpowiedziała z udawanym uśmiechem.
-Jak to nie miałaś, a co z Sam?? - Spytał zdziwiony Stefan.
-Jej popołudniami w domu nie było, więc bardziej starałam się na kolacje niż na obiad bo ten bywał u nas tylko w niedziele. - Mama mówiąc to patrzyła się na mnie. Zresztą Reszta zrobiła to samo. W oczach brata była mieszanka wściekłości, rozczarowania i wątpliwości.
-No co?? - Spytałam zirytowana.
-No może to że od wczoraj zachowujesz się jak nie ty! - Brat wypuścił łyżkę na stół i patrzył na mnie ze złością.
-To znaczy jak?? - Powoli puszczały mi nerwy.
-Łazisz zamyślona, a jak się ciebie już przywróci na ziemie to jesteś obrażona! O czym ty tak myślisz?? - Słychać było w jego głosie tą samą nutę złości, którą tata miał gdy mnie za coś karcił.
-Co cie to obchodzi?! - Nie mogłam już wytrzymać. Rzuciłam swoją łyżką w talerz gdzie była już nalana zupa.
-Sam! Uspokój się! - Mama wiedziała że gdy już się zdenerwuję to nie ma takiej siły bym się uspokoiła.
-Przyjeżdżasz po 3 latach i wymagasz ode mnie bym zachowywała się jak dawniej, ale nie! Nie wszyscy mają sielankę jak ty, wiesz?? - Miałam ochotę wstać już od stołu. Oparłam się o oparcie krzesła i skrzyżowałam ręce na piersi, patrzyłam w punkt na podłodze po mojej lewej.
-To dlaczego nie chcesz o tym porozmawiać?? - Brat zmienił ton na bardziej łaskawy i troskliwy.
-BO NIE! Myślisz że rozmowa z tobą czy z którymś z was coś mi da?? No to wyobraź sobie że nie! W dupie mam wasz obiad. - Wstałam gwałtownie z krzesła i poszłam w stronę schodów.
-Sam wracaj! - Krzyknął brat.
-Zostaw ją... Oboje wiemy że ona się zmieniła. - Wiedziałam że będą o mnie rozmawiać więc postanowiłam zatrzymać się na schodach.
-Od jak dawna taka jest?! - Spytał brat.
-W prawdzie to od... wczoraj. Myślę że źle reaguję na twój przyjazd. - To nie prawda! To nie jego wina że akurat od wczoraj tyle złego się wydarzyło.
-Co?? Dlaczego przecież żegnaliśmy się w zgodzie?? - Ma racje, ale byłam zrozpaczona w głębi duszy.
-No wiesz, minęły 3 lata, wszystko się zmieniło, a ona zwłaszcza. - Tu się mama nie myliła, zmieniłam się i to bardzo. Nie byłam już szczeniakiem.
-Czyli co?? - Spytał zawiedzionym głosem.
-Musisz dać jej trochę czasu Stefan. - Odezwała się Stephani.
Nie chciałam już ich podsłuchiwać poszłam więc do swojego pokoju. Ciągle się zastanawiałam czy pisać ten referat. Usiadłam na łóżku, wiedziałam że i tak nie jestem w stanie go teraz napisać. Olać to, pomyślałam. Poszłam do łazienki by wziąć prysznic. Ubrałam się już w piżamę i postanowiłam się położyć. Spojrzałam jeszcze na zegarek 18:32. Cholera, mam iść spać przed 21?? Ahh nie ważne jestem zmęczona... Przewróciłam się na prawy bok i nie wiedzieć kiedy zasnęłam...

~ Lightning ~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz